Wstaliśmy wcześnie, chwilę po godzinie 6. Ząbki, śniadanko, ząbki i tak do 7:30 zleciało. Na godzinę 8:00 umówiliśmy się z Wiktorem w okolicach pobliskiego centrum handlowego. Igor (kierowca) i Wiktor (przewodnik) przyjechali po nas punktualnie dość zmęczonym już Mitsubishi Vanem. Udaliśmy się w kierunku Yelezova, tam odbieraliśmy jeszcze dwie dziewczyny (Łotyszki, które dzień wcześniej na Kamczatkę przyleciały). W siódemkę ruszyliśmy w stronę wulkanu Wiluczyńskiego (kierunek ten sam co na wulkan Mutnowski). Po kilkudziesięciu kilometrach auto się zatrzymało, okazało się, że dziewczyny przesiądą się do większego auta (Kamaza) jadącego pod Mutnowski, a my po drodze zabierzemy inne osoby. Przyznać muszę, że cały biznes turystyczny jest tu naprawdę dobrze zorganizowany, przewodnicy współpracują ze sobą, jeden drugiego
poleca, przysługa za przysługę - jak się później dowiedzieliśmy, za pieniądze zarobione w czasie trzech turystycznych miesięcy przewodnicy żyją cały rok. Na placyku, na którym oczekiwaliśmy na Kamaza zapach kartoszek nęcił bardzo. Nie powstrzymaliśmy się. Choć była dopiero godzina 9:00 zjedliśmy "drugie śniadanie". Z tego miejsca widać już było wulkan do którego zmierzaliśmy, a przed nami do przejechania jeszcze 60 km. Dziewczyny ruszyły w swoją stronę, my w swoją. Przez wioski i wioseczki dotarliśmy do miejscowości Poratunka skąd zabieraliśmy małżeństwo Rosjan w średnim wieku. Dalej jechaliśmy drogą szutrową, mocno kamienistą, znowu uderzaliśmy głowami w sufit. Ze Srebrnego Strumienia nabraliśmy wody do picia - według miejscowej legendy jak się człowiek ze strumienia wody nie napije, to nieszczęście będzie! Ot taki zabobon :).
poleca, przysługa za przysługę - jak się później dowiedzieliśmy, za pieniądze zarobione w czasie trzech turystycznych miesięcy przewodnicy żyją cały rok. Na placyku, na którym oczekiwaliśmy na Kamaza zapach kartoszek nęcił bardzo. Nie powstrzymaliśmy się. Choć była dopiero godzina 9:00 zjedliśmy "drugie śniadanie". Z tego miejsca widać już było wulkan do którego zmierzaliśmy, a przed nami do przejechania jeszcze 60 km. Dziewczyny ruszyły w swoją stronę, my w swoją. Przez wioski i wioseczki dotarliśmy do miejscowości Poratunka skąd zabieraliśmy małżeństwo Rosjan w średnim wieku. Dalej jechaliśmy drogą szutrową, mocno kamienistą, znowu uderzaliśmy głowami w sufit. Ze Srebrnego Strumienia nabraliśmy wody do picia - według miejscowej legendy jak się człowiek ze strumienia wody nie napije, to nieszczęście będzie! Ot taki zabobon :).