Rosjanie, znajomi Dilki i Ilyi
skoro świt zebrali się na autobus do Pietropawłowska. Zostaliśmy w szóstkę. Ten dzień
postanowiliśmy spędzić wspólnie.
Zaplanowaliśmy sobie wycieczkę nad jezioro Ikar, które jest położone ok 9
km od Esso. Po śniadaniu spakowaliśmy wartościowe rzeczy i zanieśliśmy je
do miejscowych, z najbliższych
zabudowań, na przechowanie (w zamian za przysłowiową flaszkę zgodzili się abyśmy
nasze rzeczy w stodole zostawili – kupiliśmy w podzięce kompot dla dzieciaków –
kosztował tyle co pół litra wódki).
Zebraliśmy się do wyjścia około 11.
|
Poranny trening ;) |
Zaszliśmy jeszcze do sklepu po
prowiant na drogę. W sklepie spotkaliśmy dziewczynkę, którą wczoraj
opatrywaliśmy, była z babcią. Czuła się już dużo lepiej, w szpitalu założyli jej
kilka szwów. Babcia jeszcze raz nam podziękowała, a sklepowa zapytała czy to my Ci Polacy co pomogli? Było nam bardzo miło. Ze sklepu udaliśmy się na południe,
w kierunku jeziora. Tego dnia słońce świeciło bardzo mocno, termometr
wskazywał 25 stopni. Droga wiodła
przez las, wzdłuż rzeki. Zastanawialiśmy się czy napotkamy niedźwiedzia, byliśmy jednak
głośno więc szanse były znikome. W
środku lasu, ktoś zbudował organy, drewniane, zamocowane na belce. Odegraliśmy
utwór Beatlesów ObLaDi ObLaDa na 12 rąk. Naprawdę powinniśmy dostać angaż w jakimś
zespole!
Trasa była przyjemna, wspinaliśmy się pod górę. Nachylenie terenu był niewielkie, więc mocno tego nie odczuwaliśmy. Jedyne co
dawało się we znaki to komary, pomimo tego, że było bardzo ciepło musieliśmy
ubrać długie rękawy, bo żyć nie dawały. Po około 2.5 godzinie doszliśmy do celu.
Jezioro urocze. Na miejscu zastaliśmy kilka kąpiących się osób. Rozpaliliśmy
ognisko, wyjęliśmy jedzenie. Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. Przez krzaczasty
teren wiedzie ścieżka w dół, nad samo jezioro. Dilya i Ilya zeszli na pomost.
Chciałam do nich dołączyć. Idąc usłyszałam dobiegające z krzaków
głosy, co gorsza zdawało mi się, że ktoś mówi po Polsku. Obróciłam się za siebie. Ania,
Maciek i Damian siedzieli przy ognisku. Weszłam na pomost, ale nie dawało mi to
spokoju. Chwilę później dołączyła do mnie Ania. Obczaiłyśmy razem dobiegające
dźwięki. Za krzakami, na małej polance, w cieniu siedzieli Ela i Piotrek,
których poznaliśmy w Kozyriewsku pod sklepem. Nieźle! Czekali na swojego przewodnika, który poszedł sprawdzić czy drogą
dla koni dadzą radę przejść nad Czarne Kamienie.
|
Jezioro Ikar |
Dołączyła do
nas reszta kompanów. Pojawił się Aleksandr – chłop jak
dąb, człowiek o miłym usposobieniu, wesoły i chętny do pomocy, bardzo dobrze
zna Kamczatkę. Wrócił cały poraniony – droga dla koni okazała się tylko drogą
dla zwierząt. Musieli iść na około. Aleksandr ugościł nas czajem z igłami
sosnowymi i kilkoma innymi ziołami. Korzystając
z okazji podpytaliśmy go o kilka miejsc, które chcieliśmy
zobaczyć. On mógł udzielić nam informacji z pierwszej ręki! Pytaliśmy o wulkan Awiaczyński, ale
potwierdził słowa kobiety z centrum turystycznego. Polaków planował zabrać
na wulkan w okolicach Milkova, ale dopiero za kilka dni (więc czasowo dołączyć do nich nie dalibyśmy rady).
Przekazał nam za to informacje co jest możliwe teraz do zobaczenia, zapisał nam
numer do swojego znajomego przewodnika - Wiktora, który powinien być teraz w PK.
Ela wspomniała, że dwa dni temu byli na raftingu rzeką Bystrą – odcinek „33
progi“ – polecali bardzo (koszt 3500 rubli osoba). Zachwalali również Lazurowe
jeziora koło Yelizowa. Spędziliśmy tam jeszcze chwilę, komary jednak były na tyle rządne krwi, że wysiedzieć było
ciężko.
|
Droga do jeziora Ikar |
Zebraliśmy się w drogę powrotną. Przez część trasy szliśmy wspólnie, w
dziewiątkę. W mniej więcej połowie trasy rozeszliśmy się, każdy poszedł w swoją stronę.
Po dotarciu do Esso postanowiliśmy ponownie zasmakować lokalnej kuchni. Tym razem wybraliśmy „restaurację“ nr 2. Potrawy były mniej wykwintne niż dnia
poprzedniego. Odebraliśmy plecaki – wręczając kompot zamiast wódki pan nie był
szczególnie zadowolony, dorzuciliśmy jeszcze kilka polskich słodyczy – gromadka
dzieciaków cieszyła się bardzo. Na miejscu nasz szpital na peryferiach się
powiększył – do Maćka i Damiana dołączyła Ania – bidulka przeziębiła się
konkretnie. A szkoda, bo dzisiejszego
wieczora chłopaki chcieli nas na dyskę zabrać do miejscowej remizy. Nic to,
smuteczek, ale może innym razem okazja się nadarzy. Przed pójściem spać
zadzwoniliśmy jeszcze do pana od raftingu, zgodził się zabrać nas jutro na
spływ. Po całodniowej wycieczce zasnęliśmy jak dzieci, chwila i nas nie było.
Noc była chłodna, ranek pochmurny. Z panem umówiliśmy się na
10:30, miał po nas podjechać.
|
Przygotowanie do spływu |
Poprosił żebyśmy wzięli ze sobą jakieś
przekąski do czaju. W trakcie spływu przewidywany jest przystanek na herbatę i na
gotowanie zupy uchy. Wybraliśmy trasę
nieco krótszą niż napotkani rodacy, dla nas miejscem końcowym była elektrownia
na rzece ( koszt 3000 rubli). Jurij – organizator spływu – dowiózł nas na
miejsce startu, wręczył rybackie stroje, kalosze, poinstruował jak płynąć,
nauczył komend (moja ulubiona – oddychajcie, czyli odpoczywajcie). Przedstawił
nam również Wladysława, naszego kapitana. Po zwodowaniu pontonu ruszyliśmy z
nurtem rzeki Bystrej. Okolice piękne,
rzeka płynie przez las, często można spotkać niedźwiedzia na lądzie lub w
wodzie. Po około 2 godzinach zatrzymaliśmy się. Pozbieraliśmy drewno i na kamienistym brzegu rozpaliliśmy ognisko.
Wladysław gotował dla nas zupę, nie pozwolił sobie pomóc w przygotowaniu,
jedynie mieszać w garze pozwolił. Zapach był przedni, ślinki nam ciekły! Miski,
z zupą wlaną po brzegi, wręczył nam po około 50 minutach. W talerzu pływały
ziemniaki, cebula, pomidory, duży kawał łososia, koperek. Potrawa był bardzo
sycąca. Na szczęście na czaj i ciastka jeszcze miejsce się znalazło.
Władysław spływy prowadzi od 15 lat. Opowiadał nam przeróżne
historie, które mu się w tym czasie przydarzyły m.in jak niedźwiedź zaczął go atakować,
a on w obronie zaczął wrzeszczeć wszystkie przekleństwa, które zna. Sam spływ był dość spokojny. Choć rzeka zwie
się Bystra, to dopiero pod koniec odcinka przekonaliśmy się jakie może wzbudzić emocje.
Woda przelewała nam się przez ponton, a my musieliśmy manewrować między
wystającymi kamieniami. Niezła zabawa. Dopłynęliśmy do budynku elektrowni około
18:00. Juri podjechał w umówione miejsce
i zabrał nas spowrotem do Esso. W centrum, z samochodu widzieliśmy naszych
polskich znajomych. Jak się okazało wracali z miejsca naszego biwaku.
Dilyi zostawili info, że planują być o 20:00 na basenie miejskim, żebyśmy
przyszli. Z Anią, którą choroba
rozkładała coraz bardziej, wskoczyłyśmy do gorących źródeł, porozmawiałyśmy ze
starszymi stałymi bywalczyniami. Po kąpieli dwie polopiryny i Ania spała, dołączyłam do niej chwilę
później. Maciek poszedł na basen. Tam zastał tylko Piotrka, Ela zmęczona
wydarzeniami dnia również szybko odpłynęła. Rano musieliśmy wcześnie wstać,
autobus do PK odjeżdża o 7:00.
|
Hmmm ... gdzie by tu dzisiaj pójść |
|
Poza kąpielami w gorących źródłach mogliśmy zażywać również kąpieli błotnych |
|
W drodze do jeziora Ikar |
|
W drodze do jeziora Ikar |
|
Jezioro Ikar |
|
Napotkani Polacy. Ania notuje informacje od Aleksandra |
|
Esso |
|
"Restauracja" w Esso |
|
Esso |
|
Spływ rzeką Bystrą |
|
Spływ rzeką Bystrą |
|
Wladysław |
|
Przygotowanie posiłku w czasie spływu |
|
Pyszna Ucha |
|
Spływ rzeką Bystrą |
Spływ rozważaliśmy, ale brakło czasu. A uchę (też pyszną!) jedliśmy w restauracji przy basenie. Akurat tam chyba nie byliście.
OdpowiedzUsuńAle fajnie tak czytać o znajomych miejscach w tak odległej krainie!
Następnym razem ;). Przy basenie niewiele się kręciliśmy.
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo. Też chętnie spojrzę na tę krainę Twoim okiem :)
takie wyprawy to super sprawa, a wcale nie trzeba zbyt wiele żeby to zorganizować. My nawet mamy dmuchany kajak, więc można go zabrać dosłownie wszędzie.
OdpowiedzUsuń