Turystów do Cuzco sprowadzają i zabytki i historia i architektura, ale tak naprawdę głównym wabikiem są, odkryte w 1911 roku przez amerykańskiego badacza Hirama Binghama, ruiny Machu Picchu. To właśnie z Cuzco pociągiem (chyba najdroższym na świecie!), komunikacją drogową lub też idąc szlakiem Inca Trail podróżnicy docierają do ruin oddalonego o ponad sto kilometrów zaginionego miasta. Sposób dostania się tam, w dużej mierze zależy od ilości posiadanego czasu i zasobności portfela. U nas i z jednym i z drugim krucho, także postanowienie mamy jechać pojazdem drogowym, ale bez wygód ( że niby taniej).
Z Hostelu zbieramy się po 6:30. W miejscu gdzie miał być przystanek autobusowy stoją busy i taksówki. Psia kość! Znowu?!? W sekundę zostajemy otoczeni przez tłum taksówkarzy...
- Urubamba! – krzyczy pierwszy, tak
głośno, że śpiące na ulicy psy podrywają się do ucieczki.
- Ollaytantambo! Santa Maria! Hydroelectrica! - krzyczą kolejni.
Taksówki, jako środka lokomocji nie bierzemy pod uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze w internetach ostrzegają, żeby w Peru, ze względów bezpieczeństwa, nie brać taksówek z ulicy, po drugie wozić się taksówkami, to się w naszym budżecie nie mieści! Manuel - potomek lokalnych Indian nie dawał jednak za wygraną.