wtorek, 11 kwietnia 2017

Boliwia: Copacabana i Isla del Sol, czyli docieramy nad jezioro Titicaca

Widok na jezioro Titicaca
Autobus pokonuje kolejne kilometry wzdłuż pięknie rozświetlonego, skąpanego w porannym słońcu, jeziora Titicaca. Jeszcze po stronie peruwiańskiej, na zupełnym pustkowiu, niespodziewanie zatrzymuje się. 
- Podróżujących do Capacabany uprasza się o opuszczenie pojazdu - rzucił, wychyliwszy się zza kierownicy, mężczyzna z bujnym wąsem.
- Jak to? Że tu? Przecież mamy bilety do Capacabany! - o godzinie 7 rano, zdezorientowana grupka (głównie) backpakersów wykłóca się z kierowcą o być, albo nie być o 8:30 w porcie, skąd odpływają łodzie na Wyspę Słońca ( wg przewodnika kolejna wypływa o godz. 13:30). Szczęśliwie pięć minut później podjeżdża bus, z którego wysiada krępa cholita  - boliwijka ubrana w tradycyjny, kolorowy strój. Nie dyskutuje, nie tłumaczy, tylko pakuje nas do busa jak sardynki do puszki. Tak docieramy do przejścia granicznego Yunguyo (czynne 7:30 - 18:00). Pani na odchodne rozdaje każdemu po 3 boliwiany (Boliviano) na colectivo od granicy do Copacabany... i dalej radźcie sobie sami.

No to radzimy! wiadomo!


Przejście graniczne Yunguyo
20 minut później przekraczamy obie granice, a po kolejnych 10 minutach dojeżdżamy do oddalonego o 8 km miasteczka, które jest głównym ośrodkiem turystycznym boliwijskiej części jeziora. Nie kierujemy się od razu do portu, a szukamy miejsca, gdzie możemy zostawić duże plecaki. W jednym z hosteli ( za 6 boliwanów), pani wskazuje nam kąt, w którym zrzucamy nasze bagaże ( po kilku dniach zorientuję się, że nie był to bezpieczny kąt - z mojego plecaka zniknęło kilka rzeczy). Na "lekko" docieramy nad brzeg najwyżej położonego jeziora żeglownego świata (3812 m n.p.m). Okolica niczego sobie! Ładna plaża i ciekawie wyglądające knajpki... chciałoby się zasiąść w jednej z nich, ale najpierw rejs na Isla del Sol, bo to ona jest zasadniczym celem tego etapu naszej podróży. Na wyspie, według wierzeń Inków narodził się założyciel królewskiej dynastii Manco Capac, jego siostra-żona Mama Ocllo oraz sam bóg Słońce. Indianie z plemion Ajmarówi i Keczua po dziś dzień wierzą w te legendy, a Wyspa słońca jest dla nich miejscem świętym.


Rejs trwa niewiele ponad godzinę (bilet 25 BOB). Dopływamy od strony południowej. Płacimy za wstęp na wyspę (5 BOB) i żwawym krokiem wędrujemy w górę, po schodach, aby zobaczyć roztaczającą się na jezioro panoramę. Lazurowa woda i liczne wyłaniające się z niej wyspy prezentują się naprawdę nieźle. Wędrujemy dalej, przez niewielkie wioseczki, uprawne tarasowe pola, na których po dziś dzień mieszkańcy hodują ziemniaki i quinoę. Podczas marszu widzimy inkasie ruiny. Jedne z nich, ulokowane w dali, obieramy sobie za cel. Po 40-minutowym spacerze docieramy do Pilko Kaina - Świątyni Słońca. Budynek, mimo niewielkiego rozmiaru, jest kolejnym przykładem wspaniałej Inkaskiej Architektury.

Spacer po wyspie
Isla del Sol. W tle jezioro Titicaca

Kiedy zbieramy się do powrotu ( tym razem przed nami droga w górę) mężczyzna opiekujący się ruinami wspomina, że łódka do Copacabany zatrzymuję się również przy tym obiekcie. Przepływa pierwsza, przepływa druga, trzecia nas zabiera, i to ciut taniej, za 20 BOB.
Na pokładzie pełna sielanka. Sami travelersi, mieszanka nacji i kultur, gitara, harmonijki, piwo i świecące nad nami słońce. Jedynym minusem jest brak toalety, a pęcherz ciśnie...


Chwilę po 17 ponownie stawiamy stopy na lądzie. Spacerowym krokiem, zaglądając to do Bazyliki NMP z Copacabany, to na dziedzińce okolicznych budynków docieramy do miejscówki, w której zostawiliśmy plecaki. Dociążeni, przed opuszczeniem miasta szukamy jeszcze miejsca ze strawą. Wyboru dokonujemy na podstawie możliwości skorzstanie z wi-fi. Kto by przypuszczał! W rodzinnej knajpce zamawiam omlet z warzywami ( 28 BOB). Czas oczekiwania umilają nam pociechy właścicieli, niezwykle zainteresowane każdą przywieszką przy plecakach. Po smacznym i sytym posiłku wskakujemy do autobusu do La Paz ( odjazd 18:30, bilet 25 BOB). Pokonujemy kilometry krętych, wąskich dróg wzdłuż jeziora, aż do cieśniny między Titicacą, a jeziorem Winaymarca. Tu opuszczony przez pasażerów autobus przeprawia się na drugi brzeg mocno wysłużonym już promem. Ludzie za to, jak zapłacą 2 boliwary mogą wsiąść do kołyszącej się motorówki, w której woń spalin nie pomaga cierpiącym na morską chorobę.
Pół godziny później jesteśmy już znowu w komplecie ( my i autobus) i ruszamy w dalszą, ponad dwugodzinną podróż do boliwijskiej stolicy.

Przejście graniczne między Peru a Boliwią
Widok na jezioro Titicaca





Isla del Sol
Pilko Kaina
Wnętrze Pilko Kaina
Inkaskie ruiny Pilko Kaina
Copacabana - Basilica de Nuestra Señora de Copacabana






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz