poniedziałek, 22 lutego 2016

Polska: WinterCamp - kilka szkoleniowych dni na Turbaczu

O zimowym obozie szkoleniowym WinterCamp pierwszy raz usłyszałam kilka lat temu. Pomyślałam sobie wtedy "może kiedyś".
W październiku 2015 ruszyły zapisy na VII edycję obozu, którego organizatorem jest Polish Outdoor Group. Dwa tygodnie później otrzymałam potwierdzenie, że 11-14.02.2016 widzimy się na Turbaczu.

Na początku lutego pogoda za oknem była bardziej wiosenna niż zimowa, śniegu już od dawna nie było widać. Na wszelki wypadek pożyczyłam ciepły śpiwór, bo w górach to jednak nigdy nic nie wiadomo. Spakowałam plecak, dorzuciłam dysk z prezentacją o Kamczatce, dopięłam mój letni namiot i w drogę!

11 lutego, późnym popołudniem wyruszyłam żółtym szlakiem na Turbacz. Poprzedniego dnia spadło tu trochę białego puchu, słońce świeciło, było ciepło, widok na Tatry cudowny. Nie trwało to jednak długo. Szybko zrobiło się ciemno, zimno i zaczęło dość mocno wiać. Kilka minut po godzinie 19 dotarłam do Schroniska. Odebrałam pakiet startowy, przywitałam się z uczestnikami, gadki szmatki i na zegarze wybiła 20. Tego dnia, o tej właśnie porze, w ramach formatu 3 x 21 (prelekcje uczestników) miałam okazję poopowiadać o wyprawie na Kamczatkę. Przede mną o Peru opowiadała Karolina z TwinoNTour, a po mnie Wojtek Grzesiok w niezwykle humorystyczny sposób wspominał swoje liczne wyjazdy do Kirgizji. Bardzo miły wieczór!

Wschód słońca z widokiem na Tatry
Po noclegu w schronisku, od rana, pod czujnym okiem organizatorów budowaliśmy namiotowe miasteczko. Jakie musiałam mieć duże oczy kiedy uświadomiłam sobie, że śledzie z miękkim śniegiem nie zagrają....na szczęście trochę patyków i worków foliowych w zapasie miałam, także namiot stanął i była nawet szansa, że nie odleci!
Schronisko na Turbaczu
Jeszcze przed oficjalnym otwarciem WinterCampu odbyły się dwa konkursy. Pierwszy "Wilku podaj łapę" polegał na stworzeniu ze śniegu postaci tego futrzaka, drugi to konkurs zjazdowy "Zjazd na byle czym" - szalona rywalizacja, ogrom radości i śmiechu.
O godzinie 13:00 nastąpił oficjalny start obozu. Po przedstawieniu członków WinterCampowego zespołu i pamiątkowych zdjęciach przyszedł czas na pierwsze szkolenia. Każdy uczestnik mógł wybrać trzy spośród sześciu. Do wyboru były:
- szkolenie medyczne
- szkolenie biwakowe
- szkolenie sprzętowe
- szkolenie lawinowe
- szkolenie skituorowe 
- szkolenie wspinaczkowe z Michałem Królem.

Jako pierwsze wybrałam szkolenie medyczne. Chwilę po zebraniu się grupy kursantów usłyszeliśmy krzyk. Pobiegliśmy za róg budynku.
- szybko, dziewczyna potrzebuje pomocy! - krzyknął ktoś z uczestników kursu. Nasze rozpoznanie - złamanie otwarte nogi i prawdopodobny uraz kręgosłupa, do tego oderwany palec u ręki. Zaczęliśmy działać intuicyjnie, korzystaliśmy z apteczek i tego co dookoła siebie znaleźliśmy. Czuwająca nad nami instruktorka na bieżąco wskazywała nam gdzie popełniamy błędy, co moglibyśmy zrobić lepiej. Po chwili odsapnięcia, znowu usłyszeliśmy wołanie. Tym razem na "himalajskim szlaku" widzimy chłopaka, w stanie hipotermii, nie ma z nim kontaktu, również było podejrzenie urazu kręgosłupa. Nasze zadanie polegało na zabezpieczeniu go do transportu i przeniesienie do prowizorycznie wybudowanego schronienia. Najtrudniejszym elementem okazał się transport, ale po kilku próbach i z tym sobie poradziliśmy. Bardzo ciekawe i w mojej opinii dobrze przeprowadzone zajęcia.
Po szkoleniu jedni jedli, inni poszli na szkolenia fakultatywne - o puchu opowiadał Wojtek z Pajaka, a o przygotowaniu i konserwacji odzieży Kuba z Fjallraven. Po kolacji kolejne atrakcje, tym razem zawody TabelBoulderowe - rywalizacja była zacięta. Na zakończenie dnia Wojtek Grzesiok i Andrzej Życzkowski opowiadali o wejściu na Denali (McKinley).
Miasteczko namiotowe - obóz WinterCamp
Pogoda w nocy była dla nas łaskawa, jedyne -4°C, lekko wiało. Chwilę po 7 rano głos z megafonu poinformował nas, że  czas wstawać. Toaleta, śniadanie i kolejne zajęcia. Tym razem udałam się na szkolenie sprzętowe. Przed wykładem mieliśmy krótką przebieżkę w rakietach. A propos rakiet, na ten wyjazd miałam plan zrobienia własnych, z gałązek, jednak do samego końca nic nie wskazywało na to, że śnieg spadnie, a kiedy się pojawił na zaplatanie witek było już za późno. Także o! Rozgrzani wróciliśmy posłuchać o membranach, plecakach, odzieży termoaktywnej, kuchenkach i palnikach. W czasie trzech godzin dowiedzieliśmy się na co zwrócić uwagę przy doborze sprzętu, co jest chwytem marketingowym, a co faktycznie zapewni nam lepszy komfort w czasie outdoorowych aktywności.
Szkolenie sprzętowe
Ostatnim szkoleniem które wybrałam było biwakowanie w terenie. W części wykładowej mogliśmy posłuchać o zimowym sprzęcie górskim, o plecakach wyprawowych, przygotowaniu do zimowego noclegu. Po części teoretycznej smakowaliśmy praktyki. Na "spacer" w rakach zabrał nad Andrzej Życzkowski. Pokazał również jak posługiwać się czekanem, żeby sobie krzywdy nie zrobić. Pod okiem Grzegorza wykończaliśmy jamę śnieżną ( nam przypadło już tylko wygładzanie ścian). Przyznać muszę, że w takiej jamie to naprawdę milutko i cieplutko. Na pewno przy pierwszej okazji spróbuje zbudować podobną konstrukcję bazując na wskazówkach ze szkolenia. Tak oto zakończyła się część warsztatowa biwaku.
Po godzinie 18 organizatorzy zaprosili nas na ognisko z kiełbaskami połączone z kolejnymi zawodami - tym razem uczestnicy konkurowali ze sobą na ilość podciągnięć na czekanach. Pot leciał, kibice szaleli, co to były za emocje! Żeby ochłonąć wróciliśmy do schroniska. A tam wszystko było już gotowe na spotkanie z kolejnymi prelegentami. Przedstawiciele Gorczańskiego Parku Narodowego opowiadali o tym, jak Gorce się zmieniają, o zwierzakach zamieszkujących ten teren - wilkach, rysiach i żbikach. Dzięki filmikom z fotopułapek widzieliśmy naturalne zachowania wspomnianych futrzaków. W czasie tego wieczoru mogliśmy również posłuchać o nowej aplikacji mobilnej GOPRu "Ratunek". O wspinaczce, wyprawach i wpływie gór na ich życie, z pasją opowiadali Michał Krół i Adam Bielecki.
Po dniu pełnym emocji padłam. Noc ponownie względnie ciepła, jedynie -2°C. Rano szybkie zwijanie obozu. Po godzinie 8 w  stołówce czekał na nas słodki poczęstunek i kawa. Pycha! Przyznać muszę, że w schronisku w ogóle dobrze karmią. Potrawy są smaczne, a ceny  przystępne. Ostatnim elementem WinterCampu była gra terenowa. Kilkuosobowe zespoły biegały od bazy do bazy i za każde wykonane zadanie otrzymywały punkty. Wiedza ze szkoleń się przydała! Drużyna, której byłam uczestnikiem zajęła ostatnie miejsce, no cóż, ktoś musiał :).
Gra terenowa - konkurencja: nie wpadnij do szczeliny!

O godzinie 11:00 nastąpiło oficjalne zakończenie obozu, rozdanie nagród, wręczenie dyplomów uczestnictwa, kilka słów podsumowania i tak oto nastał koniec VII edycji WinterCampu.

Podsumowanie
Jak to zazwyczaj bywa, najważniejsi są ludzie - tu fajnych, ciekawych osób nie zabrakło. Szkolenia przeprowadzone były profesjonalnie, dają podstawę do dalszego grzebania w tematach. Pogoda dopisała, w widoki...ehhh no tak, widoki piękne! :) Bardzo się cieszę, że mogłam wziąć udział w tym największym zimowym obozie w szkoleniowym w Europie. Fajna przygoda i kolejne górskie doświadczenie za mną.

Więcej zdjęć pod linkiem:
WinterCamp - miasteczko namiotowe 
Jedna z konkurecji w zawodach zjadowych na byle czym
"Wilku podaj łapę" - rywalizacja była zacięta
Kawa z ekspresu musi być ;) 
Szkolenie wspinaczkowe
Mój debiut w rakietach
Wyjazd z jamy śnieżnej
a wewnątrz ciepło i miło 
Czyje to logo? hmmm....

3 komentarze: