poniedziałek, 19 grudnia 2016

Peru: Cuzco - nie takie miasto piękne jak je w przewodnikach opisują?

Widok na góry, nad którymi wyznaczony jest korytarz powietrzny, umila nam niedługi, bo zaledwie 1.5 godzinny lot do Cuzco. Gadki szmatki, pokładowy posiłek i lądujemy. Pierwsze co czujemy, po opuszczeniu samolotu, to powiew chłodnego wiatru. Cuzco położone jest w dolinie peruwiańskich Andów, na wysokości 3400 m n.p.m. Nie tracąc czasu, pakujemy się do stojącej pod lotniskiem czarnej toyoty z tabliczką TAXI. Hiszpańskie rytmy płyną z samochodowych głośników.
- 35 soli! - woła uprzejmy latynos, kiedy dojeżdżamy do hostelu. Budynek znajduje się zaledwie 15 minut spacerowym krokiem od Plaza de Armas - głównego placu, wokół którego skupia się życie Cuzco. Okolica w niczym nie przypomina jednak tak pięknie opisywanego w przewodnikach centrum. Turyści w to miejsce raczej z rzadka zaglądają. Otaczają nas nieskładnie postawione, rozpadające się budynki z prowizorycznymi zadaszeniami. Nieco zaniepokojeni przekraczamy próg hostelu. 
- Hola amigos! - wita nas w środku przemiła starsza Pani o imieniu Gabriella. Z marszu prowadzi nas do kuchni i parzy herbatę z liści koki. Wypijamy ją, a ona ponownie napełniła nasze kubki tym samym naparem. Wszystko po to, aby złagodzić dolegliwości choroby wysokościowej nazywanej tu soroche. Żucie liści koki lub picie mate de coca (herbata z liści koki) pomagają uporać się z tym problemem. Mam nadzieję, że ten indiański specyfik i nam pomoże. Gospodyni towarzyszy nam w kuchni niemal przez cały czas. Promienieje, kiedy mówimy jej skąd pochodzimy. 
- Papa Polaco! - uradowana powtarza kilka razy. Gabriella opowiada nam o Cuzco, okolicznych inkaskich ruinach oraz największej peruwiańskiej atrakcji, czyli Machu Picchu.
Cuzco - ulice, na których rzadko widzi się turystów
Nazwa Cuzco w języku keczua oznacza pępek świata i bez wątpienia miasto było pępkiem Inkaskiego świata. Stanowiło centrum administracyjne, religijne i wojskowe. W Cuzco zbiegały się wszystkie drogi dawnego imperium. Tu Inkowie wznosili opływające złotem i srebrem świątynie, także tu budowali bogato zdobione pałace ówczesnych władców. Przybyli do Cuzco, w 1533 roku, konkwistadorzy byli zachwyceni urodą podbitej stolicy. Najeźdźcy zrabowali świecące kosztowności, a miasto zniszczone podczas powstania w 1536 roku przeciwko nim samym, odbudowali na swój sposób. I tak oto dzisiejszy charakter, Cuzco, zyskało głównie dzięki Hiszpanom.
Powoli zbliżamy się do historycznego centrum miasta. Po drodze mijamy ustawione wzdłuż chodnika bardzo popularne w Peru wózki z jedzeniem, z których kobiety, z uplecionymi długimi warkoczami, serwują m.in. lokalny przysmak, czyli pieczone świnki morskie cuy. Ja rozsmakowuję się w empada de queso - pierożkach z serem. Pycha! Na ulicach jest tłoczno i gwarno. Pomiędzy wybiegającymi ze szkoły dziećmi, sprzedawcami pamiątek i charakterystycznie ubranymi mieszkańcami Cuzco spacerują turyści. Francuzi, Niemcy, Amerykanie, Brazylijczycy, Japończycy - mieszanka nacji i języków. Nie da się nie zauważyć również licznej reprezentacji policji. Najpierw dziesiątki, później setki odzianych w kamizelki ochronne i kaski funkcjonariuszy. Sytuacja wydaje się mocno podejrzana…. A jeszcze przed wyjściem do miasta pytałam Gabriellę czy w Cuzco jest bezpiecznie...
Wszystko wyjaśnia się, kiedy docieramy do placu głównego. Właśnie rozpoczyna się manifestacja. Na ulicę wyszli przeciwnicy kandydatki na prezydenta Keiko Fujimori. Brukowane drogi wokół Plaza de Armas zapełnione są protestującymi. Tłum skanduje, wymachuje transparentami i wykrzykuje niezrozumiałe dla nas hasła. Wiec trwa do późnych godzin wieczornych. Z zaciekawieniem obserwujemy to wydarzenie. Zwiedzanie przekładamy na inny dzień.
Na ulicach Cuzco nabyć można niemal wszystko
Opalane słońcem kurczaczki
O 6:00 rano dzwoni budzik. Nie jest to nasza ulubiona pora na wstawanie, zwłaszcza na wakacjach. Szczęśliwie tym razem nie odczuwamy tego nazbyt boleśnie. Wciąż funkcjonujemy według czasu Polskiego, a w ojczyźnie zegarki wskazują 13:00. Do śniadania wypijamy po kubku mate do coca i chwilę po 7 opuszczamy hostel. Ten dzień spędzamy zwiedzając okolice Cuzco, a dokładniej kilka miejsc w dolinie rzeki Urubamba, zwanej również Świętą Doliną Inków. To ten region, przed wiekami Inkowie upodobali sobie najbardziej. Docenili jego walory geograficzne, najżyźniejszą w okolicy glebę i przyjazny klimat. To tu przed laty biło serce ich imperium.

Kilka minut po godzinie 8 siedzieliśmy w autobusie do Urubamby ( przystanek autobusowy w kierunku Urubamby mieści się pod adresem Jiron 21 de Mayo - piszę o tym, bo kiedy pytaliśmy mieszkańców o to miejsce, wszyscy kierowali nas na colectivo - taksówkę, która rusza dopiero wtedy, kiedy ilość człowieka na m2 wynosi dużo za dużo i ledwo jest czym oddychać). Autobus, (4 sole bilet) był niemal pusty, kilka miejsc zajętych było przez miejscowych. Poprosiliśmy kierowcę, żeby kiwnął nam jak będziemy w okolicach Maras. Tu wysiedliśmy. Od razu okrążył nas tłum taksówkarzy z zapytaniem dokąd chcemy jechać. W Peru nie ma co się martwić o transport, to transport znajdzie ciebie. Nasz cel znajdował się 9 km od drogi głównej. Z 24 soli stargowaliśmy na 15.  Długo się nie zastanawiając zapakowaliśmy się do mocno zmęczonego już auta i ruszyliśmy w kierunku solanek w Maras. W wąskiej dolinie, kryje się niecodzienny widok - rozległe zbocze pokryte tysiącami białych prostokątów. Tarasy solne w Maras to bez wątpienia jedno z najbardziej urokliwych miejsc Świętej Doliny Inków. Sposób pozyskiwania tu soli, poprzez odparowywanie wody zapoczątkowali Inkowie, a lokalna ludność kontynuuje tę technikę po dziś dzień. Ze względu na własność prywatną obiektu, za wyjście na teren solanek trzeba zapłacić 10 soli. Mimo wszystko warto - miejsce robi wrażenie! 

Salinas w Maras
Po godzinie fotograficznego "wyżycia się" ruszamy żwawo w kierunku Urubamby. Przed nami 8 km marszu. Przyroda olśniewa, otaczają nas piękne góry. W wioskach przez które przechodzimy toczy się powolne, zwyczajne życie. W jednej z nich intrygują mnie dwaj mężczyźni, którzy z mieszanki gliny i słomy formułują prostopadłościany. Rzędy przygotowanych wcześniej brył suszą się na słońcu. Okazuje się, że w rękach rzemieślników powstają od wieków powszechnie stosowane na terenach andyjskich cegły adobe. Jestem pod wrażeniem ich pracy. Wymieniamy się pozdrowieniami, po czym ruszamy w dalszą drogę, z każdym krokiem zbliżając się do jednego z większych miasteczek Świętej Doliny.
Cegła adobe - cegła suszona na słońcu, nie wypalana 
W drodze do miejscowości Urubamba
W drodze do miejscowości Urubamba
Most na rzece Urubamba
W drodze do miejscowości Urubamba
W Urubambie nie zabawiamy długo. W zasadzie od razu łapiemy autobus do Pisac (bilet 3 sole). Po godzinnej przejażdżce docieramy do bardzo spokojnego i uroczego miasteczka. To co przyciąga do Pisac wielu turystów to górujące nad miastem inkaskie ruiny. Prowadzi do nich długa, stroma droga. Przy wejściu do ruin zachwycają imponujące tarasy, a na szczycie można nacieszyć wzrok fantastycznym widokiem na Świętą Dolinę. Nim jednak człowiek zacznie to dość męczące podejście, musi wykupić tzw. boleto turistico - bilet normalny 130 soli, 70 soli studencki, który upoważnia do jednorazowego wejścia do 16 obiektów - muzeów w Cuzco i miejsc archeologicznych znajdujących się w jego okolicach i Świętej Dolinie.
Uliczki kolonialnego Pisac
Ubrane w tradycyjne stroje Indianki uśmiechem (i za drobną opłatą) zachęcają turystów do wspólnego pozowania do zdjęć
Pisac znane jest również z innej turystycznej atrakcji - niezwykle barwnego niedzielnego targu, na którym mieszkańcy miasteczka i okolic oferują bogatym turystom niemal wszystko. Ceny oczywiście również są dostosowane do portfela gringo. W tygodniu, na Plaza de Armas, na znacznie mniejszym bazarze można kupić lokalne owoce ziemi oraz rękodzieło.
Słońce chowa się z górami. Momentalnie robi się zimno. Wsiadamy do autobusu powrotnego do Cuzco ( bilet 2.5 sola, godzina jazdy). W hostelu, przy mate de coca, przepakowujemy plecaki ( duże zostawiamy u Gabrielli) szykując się tym samym na wyjazd w kierunku najbardziej znanej atrakcji turystycznej Ameryki Południowej, czyli Machu Picchu.
Inkowie wyhodowali i uprawiali nie tylko dziesiątki gatunków ziemniaków, ale i wiele odmian kukurydzy. Do dziś zarówno ziemniaki ( wg różnych źródeł, w Andach, uprawia się od kilkuset do kilku tysięcy odmian tego warzywa) jak i kukurydza są podstawą Peruwiańskiej kuchni.

Cuzco - manifestacja na ulicach centrum
Cuzco


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz