27.08
to mój ostatni dzień w Pekinie. Wstaję pierwsza, dwa śpiochy jeszcze kimają.
Przepakowuje plecak, zbieram swoje rzeczy, przygotowuję się do wymeldowania (
do 12:00 muszę zrobić check out). Krakusy wstają. Kończymy owoce pozostałe po
wieczornej uczcie oraz resztę kremu orzechowego (przywiezionego jeszcze
z Polski) – do Kuala Lumpur Damian brać go nie chce. Posileni śniadaniem
jedziemy w kierunku dzielnicy 798. Najpierw metrem, później przesiadamy
się na autobus nr 401, podróż trwa około 15 minut. Osiedle, na którym wysiadamy przypomina nasze blokowiska z lat 70-tych, między szarymi budynkami nieco błądzimy. Wdepnęliśmy do supersamu, gdzie kupiliśmy herbaty, alkohol,
jakieś słodycze, coś do przekąszenia. Zdziwił mnie bardzo fakt, że w Chinach nie
ma czekolady, jedynie batoniki typu snickers, kinder bueno, dove. Siadamy
nieopodal sklepu, wyciągamy rogaliki, ciasteczka, jogurt, chipsy i ryżową wódkę
(52%). Pełna uczta na osiedlowej ławce. Nad miastem pojawił się smog, więc i
pogoda była taka sobie, miałam wrażenie, ze za chwile nadciągnie ulewa, do tego
było bardzo duszno. Nic to, pożywieni i napojeni szukamy 798. Język „mapa,
palec, migi” jest niezawodny. Jacyś starsi ludzie pokazują nam właściwy
kierunek. Idziemy! Znajdujemy! Pierwsze odczucia mocno takie sobie, jednak czym dalej w
dzielnicę tym jesteśmy pod większym wrażeniem.
Liczne galerie, ciekawe wystawy, sklepy z artystycznymi przedmiotami. Zrobiliśmy serię fotografii posągowi pod roboczym tytułem „Damian z zakupami”, taka nowa, czasowa instalacja ;). spotykamy też Andiego – Szkota z hostelu. Rano, przy śniadaniu okazało się, że wracamy tym samym samolotem do Warszawy, z tym, że on plan ma jechać na lotnisko rano, ja dzisiaj wieczorem. Towarzyszy nam w zwiedzaniu reszty dzielnicy, Damian ma kolegę do
papierosa, a my z Anią możemy szaleć po
galeryjkach i sklepach. Po dwóch godzinach obcowania ze sztuką autobusem 401 wracamy do
Dongzimen. Rezygnujemy z metra i dwie stacje idziemy pieszo podziwiając
handlowe ulice Pekinu. Andy pomaga nam z zakupami, kierujemy się na obiad.
Zamawiam jajko z pomidorami. Było pyszne,
chodziło za mną cały dzień, zamówiliśmy też makaron oraz szparagi. O 20:00 wróciliśmy
do hostelu. Musiałam pilnować czasu, o 22:00 planuję wyruszyć w kierunku
lotniska. Ostatnie dopakowanie rzeczy, rozmowa z poznaną dzień wcześniej Polką,
rozchodne piwo. Jest 22:10 zbieram się do opuszczenia hostelu. Ania i Damian
odprowadzają mnie do metra, szybkie pożegnanie, ostatnia wymiana docinków –
tak, tak, a jakżeby inaczej! - ściski i
cała naprzód. Na lotnisko jedzie pociąg Airport Express ( 25Y) ze stacji
Dongzimen. Minęłam Lama Temle – od razu spokój i harmonia mną zawładnęły. Na
Dongzimen dotarłam o 22:35. Na miejscu okazało się, że ostatni pociąg w
kierunku lotniska właśnie odjechał (22:30 ostatni kurs), oznaczało to nic
innego jak nocleg na stacji metra (niebezpieczne i ryzykowne) lub powrót do
hostelu. Grupa taksówkarzy widząc dezorientacje na mojej twarzy obleciała mnie
jak muchy ogryzek, oferując zawiezienia na lotnisko za 200Y - ha ha w posiadaniu
takiej kasy już od dawna nie byłam! Mężczyźni krzyczeli nade mną coś po
chińsku, jeden przez drugiego. Skupić się trudno, a tu czasu na zastanawianie co
robić brak bo kolejki metra kursują do
23:00 – taka sytuacja! Szybka decyzja – wracam do ziomków. Było ryzyko czy
zdążę bo muszę się jeszcze przesiąść na inną linię, ale nic to trzeba próbować. Damian potarł swoją nowo
zakupioną buddyjską biżuterię, chyba czuł co się święci. Zdążyłam wrócić do
hostelu! Na recepcji chłopak zgodził się, żebym została bez łóżka ze znajomymi.
Chwila szydery z mej osoby, moment później dostałam piwo i zasiadłam na kanapie.
O 2 Ania przygarnęła mnie na swoją poduszkę – kochana. Pobudka o 5 i szybkie
przygotowanie do wyjścia. Niestety nie mogłam wyjść z hostelu bo zamknięty był na 4
spusty, a zmęczony recepcjonista spał w najlepsze na krześle, do tego stopnia,
że nie byłam w stanie go przez dłuższą chwilę obudzić. Po 10 minutach udało
się, opuściłam hostel! Poranek deszczowy. Szybki transfer na Dongzimen, zakup
biletu na pociąg. O 6:00 rusza pierwszy
poranny, okropnie zatłoczony, pociąg do terminala 3 skąd mam wylot, kolejka
jedzie dokładnie 20 minut. Lotnisko duże, trudno się ogarnąć, idę do
informacji. Pani kieruje mnie do sektora B, kolejka do odprawy bardzo długa, w
międzyczasie przyjeżdża Andy, prosto z imprezy – tylko bagaż zajechał odebrać.
Stoimy w niekończącej się kolejce do odprawy, hen hen daleko, Andy ma ze sobą
jeszcze ¼ butelki whisky. O 7:40 udaje nam się odprawić, zdaliśmy plecaki i
ruszyliśmy w kierunku bramek. Do naszego gejtu musimy dojechać pociągiem (
strefa E), wypełniamy dokumenty wyjazdowe, przechodzimy odprawę graniczną,
odprawę osobistą i hola w kierunku samolotu. Jest 8:25, wylot planowany o 8:45
więc delikatny stres czy nie jesteśmy za późno. Na pożegnanie z głośników
ostatni raz zawołanie „uważajcie pasażery” - mój ulubiony zwrot tej wyprawy. Kiedy docieramy do odpowiedniej bramki
okazuje się, że samolot ma chwilę opóźnienia. O 9:00 zaczynają wpuszczać na
pokład Dreamlinera. Z Andym mamy miejsca w różnych częściach samolotu,
rozdzielamy się. Mi trafia się siedzenie w pierwszym rzędzie, cudowanie! Nogi
mi się bez problemu zmieszczą! 8,5 godzin lotu do Warszawy. Lot mija szybko i
całkiem ok. Zaraz po starcie stewardessy podają posiłek – makaron na ciepło +
zestaw kanapkowy + jogurt. Ten ostatni niestety wylądował na moim kocu. Samolot
ląduje 40 minut przed czasem, o godzinie 12:00 czasu Polskiego. Odbieram bagaż,
żegnam się ze Szkotem. Chłopaki warszawiaki (znajomi) odbierają mnie z
lotniska - powoli czuje powrót do
rzeczywistości. Teraz czekam na bezpieczny i szczęśliwy powrót reszty kompanów.
Liczne galerie, ciekawe wystawy, sklepy z artystycznymi przedmiotami. Zrobiliśmy serię fotografii posągowi pod roboczym tytułem „Damian z zakupami”, taka nowa, czasowa instalacja ;). spotykamy też Andiego – Szkota z hostelu. Rano, przy śniadaniu okazało się, że wracamy tym samym samolotem do Warszawy, z tym, że on plan ma jechać na lotnisko rano, ja dzisiaj wieczorem. Towarzyszy nam w zwiedzaniu reszty dzielnicy, Damian ma kolegę do
798 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz