Jechaliśmy
tzw. Plackartą, wagonem sypialnym, najtańszym, bez przedziałów, z 48
kuszetkami, który podzielony jest na otwarte boksy, w każdym po 6 miejsc
sypialnych, na początku i na końcu wagonu WC. Nasze łóżka skierowane były
prostopadle do korytarza,
|
Wagon Plackarta [© Wiktor] |
na łóżkach równoległych gościli się młodzi Francuzi -
Sophie oraz Alex. Wódka przełamała pierwsze lody i po niedługim czasie Francuzi
dołączyli do Polish TransSiberian Team! Wiktor miał swoją pryczę
w boksie obok, a Nika w jeszcze następnym. Pierwszego dnia krajobraz za oknem
mocno się nie zmieniał, my nieśmiało ( bo oficjalnie nie można) rozpijaliśmy alkohole.
Na jednej ze stacji policja wyprowadza z pociągu pierwszego pijanego
delikwenta, przy tej okazji, za posiadanie alkoholu i nasze miejsca zostały
spisane... pierwsza groźba wyrzucenia nas z pociągu! Chłopaki postanowili
zaprzyjaźnić się z młodymi, bardzo sympatycznymi i wesołymi prowadnicami - Anią
i Tamarą, w „zaprzyjaźnianiu się“ są wspaniali!
W pociągu życie płynęło wyjątkowo - od piwa, przez wino, do wódki. Łamaliśmy czasoprzestrzeń. Pani z przedziału obok pokazała album z rodzinnymi zdjęciami, ktoś innym poczęstował „swojskim” jedzeniem, opowiedział swoją życiową historię, Damian grał na drumli i nieustannie podśpiewywał „...grali na gitarze..”. W przedziale mieliśmy również niemowlęta, bliźniaki urodzone przedwcześnie, w tym czasie wyglądały jak noworodki, choć miały już 3 miesiące, wraz z rodzicami wracały do domu ze szpitala w
Moskwie. Kolej Transsyberyjska to bardzo ciekawe historie zwykłych i
niezwykłych ludzi. Drugi dzień wyglądał podobnie, nie czułam już wszechobecnego
zaduchu. Damian i Maciek z pomocą Ani przygotowali dla prowadnic laurkę „Odę do
Prowadnicy”, którą wręczyli dziewczynom wraz z czekoladą. Przyroda za oknem
wygląda już nieco inaczej, na kilkunastominutowych postojach wychodziliśmy
rozprostować kości, trochę się przewietrzyć, ustalenie która jest godzina stawało
się coraz trudniejsze... Wieczorem, aby nie przeszkadzać współtowarzyszom
podróży przenieśliśmy się do restauracyjnego. W „Warsie” zabawa na całego.. wódka
(600 rubli najtańsza butelka), tańce wygibańce, tańce na boso, tańce na
rurze i co komu do głowy przyszło....U
lala! Rano niektórzy na kacu, inni opuchnięci, próbujemy ustalić który dziś
dzień... z wyliczeń nic nam nie wychodzi...olewamy to! Podczas postoju na
jednej ze stacji „odkrywamy” kartoszki - rosyjski przysmak (15-35 rubli sztuka), które później
regularnie z różnymi nadzieniami będziemy od babuszek kupowali, Wiktor tego
dnia z raperami z Mołdawii kreci „teledysk”. Niedziela (11.08) nie zapowiadała
się jakoś szczególnie odmiennie od pozostałych dni - postoje na stacjach, uśmiechnięte prowadnice, babuszki, rozmowy, Damian przygrywający na drumli. Tego dnia z
Maćkiem ograliśmy dwukrotnie francuzów w UNO, Nika prezentowała swoje liczne
talenty, za oknem bezkres Syberii, malownicze miasteczka położone na zboczach wzniesień, las uschniętych na bagniskach drzew. Jest pięknie i gorąco –
nie mogę się doczekać kąpieli w Bajkale. Po zmroku udaliśmy się do wagonu
restauracyjnego. Chłopaki dogadali się Panem z „Warsa”, że nie będzie zamykał o
23.00 ( do tej godziny czynny jest ten wagon), tylko przedłuży nam możliwość
korzystania z tego zacnego miejsca. Jak zwykle chwile bardzo wesołe, brakowało
jedynie tańców. Około 23.30 z Anią i Alexem cofnęliśmy się do naszej plackarty
po telefon z muzyką. Kiedy wracaliśmy się zaczęło! Kierowniczka pociągu śpiąca
po trasie „Wars” – „nasz wagon sypialny” wyskoczyła z przedziału Kupe wrzeszcząc, że ma
nas dość, że wyrzuci nas z pociągu. Ania próbowała z
nią rozmawiać. Nie chcieliśmy robić większych problemów kierownikowi restauracyjnego, dlatego pokornie wracamy
do naszego wagonu. Chwilę później rozpoczęła się akcja pod kryptonimem „Anglicy
ukradli telefon” – jakaś Rosjanka zostawiła do ładowania telefon (gniazdka w wagonie rozlokowane są jedynie przy WC) i oskarżyła naszych chłopaków o kradzież. Pierwsza myśl to, że ktoś zrobił nam podrzutkę tego
telefonu po awanturze z kierowniczką, dlatego szybko sprawdziliśmy nasze łóżka i
plecaki. Ktoś z naszego wagonu widział jak mężczyzna, który przyczepił się do
nas w Warsie brał ten aparat. Wraz z pracownikami pociągu poszliśmy go szukać,
po około godzinie sprawa się wyjaśniła. Wskazany osobnik był recydywistą na
zwolnieniu warunkowym, w jego rzeczach znalazł się poszukiwany telefon. Na
najbliższej stacji policja wyprowadziła go z pociągu w kajdankach.
Współtowarzysze podróży nas wspierali, kobieta po fakcie przeprosiła za
oskarżenie, resztę nocy spaliśmy niewiele. O 4:30 czasu Moskiewskiego (+7h
polskiego) dotarliśmy do Irkucka.
|
Potańcówka w WARSie [© Wiktor] |
|
Świeżo upieczeni rodzice [© Wiktor] |
|
Historie rodzinne |
|
Gdzieś między Moskwą a Irkuckiem |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz