23.08
– pierwszy poranek w Pekinie. Zjedliśmy śniadanie, zrobiliśmy pranie (10Y). Na
dziś zaplanowaliśmy wycieczkę trasą: Zakazane Miasto, Plac Tiananmen, Świątynia
Nieba. Jeszcze przed wyjściem zerkamy w internecie za jakimś tańszym hostelem.
Spisujemy kilka adresów, które będziemy chcieli później odwiedzić. Dzień
upalny, około 35 stopni, ruszamy! Metrem, dwiema liniami, wysiadamy na
wschodniej stacji Tiananmen. Ludzi jak mrówek (szczyt sezonu), drugie tyle sprzedawców
parasolek na głowę, wód i innych, trudnych do ogarnięcia rzeczy. Nad Bramą Niebiańskiego Spokoju, która stanowi główne wejście do Zakazanego Miasta zawieszony jest ogromny portret Mao Zedonga. Po przejściu kilku kolejnych bram, kup
ujemy bilet wstępu (60Y).
|
Główne wejście do Zakazanego Miasta |
Chińczycy przekrzykują się jeden przez drugiego, hałas straszny,
większość z parasolami na głowach, inni parasole w rękach – popularny tu trend.
Kupujemy wodę – na terenie „miasta” 5Y za 0,5litra. Na bramkach odbierają
zapalniczki oraz statywy do aparatów. Zakazane
Miasto robi wrażenie swoją wielką, wszechogarniającą przestrzenią! Jest największym kompleksem pałacowym świata, jest ogromne
i całkiem ładne. Spacerowaliśmy długo zaglądając to
do świątyń, to do innych
bogato zdobionych budynków
. Tak doszliśmy do cesarskich ogrodów. Następnie
udaliśmy się do Parku Jingshan oraz na
Wzgórze Węglowe (wstęp - kolejne 10Y). Oba
te miejsca znajdują się na tyłach Zakazanego Miasta. Ze wzgórza widok piękny. Spoglądamy na Zakazane Miasto
oraz rozległą panoramę Pekinu. Mamy dużo szczęścia - powietrze jest klarowne, nie ma smogu. Znajdujący się wokół wzgórza Park Jingshan jest pięknym ogrodem chętnie odwiedzanym przez turystów, pełnym drzew owocowych i sosen - idealnym na chwilę wytchnienia. W tym miejscu po raz kolejny w Chinach czuję się
jak atrakcja turystyczna – przede mną staje kobieta, wyciąga aparat i bez słowa robi mi
zdjęcia, młodzi chińscy chłopcy również fotografują, Ci jednak mniej
śmiali, dokonują tego z ukrycia. Na południe od Bramy Niebiańskiego Spokoju znajduje się Plac
Tiananmen. Udajemy się w jego kierunku (musimy obejść cały kompleks pałacowy). Plac robi imponujące wrażenie swoimi rozmiarami i przestrzenią, jest największym placem na świecie. Na całym terenie znajdują się jedynie dwa obiekty, dużo na nim czerwon
ych elementów. Kilka pamiątkowych fotek i idziemy dalej. Końc
zą nam się pieniądze, mamy końcówkę wody i chusteczek (znowu mamy katar). Nastąpił
a ta chwila kiedy musieliśmy udać się do bank
u. Wr
óciliśmy w okolice hostelu, szukamy
miejsca gdzie moglibyśmy nabyć yuany. Okazuje
się, że do wymiany waluty trzeba wypełnić bardzo dużo papierków i podać w
nich dużo danych (np. adres miejsca gdzie się zatrzymało). My niestety nie
znamy, mówimy, że to niedaleko, wyjaśniamy gdzie. Niestety nazwa nic obsłudze nie
mówi.
Mają zagwostkę co z nami zrobić. Lekko poirytowany Damian pyta w
końcu czy naprawdę tyle formalności jest potrzebnych żeby wymienić pieniądze?!
Po 20 minutach z chińską walutą opuszczamy bank. Maciek ucieka na spotkanie w
sprawie wyjazdu do Korei. My idziemy
na lody (3,5Y zwykły w wafelku). W
sklepie kupujemy jeszcze kawę oraz ichniejszy, mocno wodnisty jogurt (6Y).
Na popołudniową siestę udajemy się do lokalnego parku. Po godzinie, wypoczęci i na lekkim
rauszu, idziemy sprawdzić inny, mamy nadzieje tańszy hostel. Wysiadamy dwie
stacje
metra dalej i kierujemy się
do DRANGON HAPPY HOSTEL. Poznać go
można po czerwonych drzwiach i smokach z kokardami (czerwonymi oczywiście)
. Zaparkowana po drodze do DHH czarna wołga opisywana jest już nawet w
przewodnikach. W środku bardzo przyjemnie, pokoje czyste, łazienki bardzo
czyste, odjechany bar na środku. Za nocleg początkowo chcą 90Y/ osoba, stargowaliśmy
do 80Y. Zrobiliśmy rezerwacje na kolejne noce (do końca pobytu w Pekinie, każdy
na inną ilość dni). Zadowoleni wróciliśmy do PLOFTu. W międzyczasie Maciek napisał,
że też już skończył. Umówiliśmy się za 20 minut w hostelu. Szybki prysznic i
uciekamy odkrywać okolicę. Szukamy posiłku u lokalsów. Trafiamy do niepozornej
budki. Niestety nie posiadają obrazkowego menu, więc dogadanie się chwilę nam
zajęło. Poruszenie ogromne. Pani przyniosła od sąsiada wielką dyktę z
wypisanymi kilkoma posiłkami po angielsku. Decydujemy się zamówić pierożki oraz
makaron na zimno z kiełkami. Do tego piwo - ku naszej uciesze kosztowało
jedynie 4Y. Po kilku minutach otrzymaliśmy porcję pierożków mięsnych oraz dwie porcje ze szpinakiem i
ziołem powodującym metaliczny posmak. Konsumowaliśmy ze smakiem. Obsługa lokalu zapatrzona by
ła w serial, mo
gliśmy tańczyć na sto
łach i tak nie
zauważ
yliby.
Wieczorem wciąż utrzymywała się wysoka temperatura powietrza, w lokalu jeszcze cieplej, przenie
śliśmy się na zewnątrz. Wzięliśmy
kolejne piwo, i kolejne, i jeszcze jedno. Wprawiliśmy się w bardzo wesoły
nastrój, stan niemalże głupawy
. Zaczęły się opowieści dziwnej treści itp. W
pewnym momencie Ania udała się „na stronę” i nie byłoby w tym nic wyjątkowego,
gdyby nie fakt, że wróciła cała umazana w cemencie. W miejscu, do którego się
oddaliła była nieogrodzona budowa, a że było tam ciemno to bidulka wpadła w
świeżo wylany beton, po same łydki. Przy próbie oczyszczenia się wpadła
ponownie. Najbardziej rozbawił mnie fakt, że kiedy Ania wróciła
, bez słowa usiadła
do stolika i jakby nic się nie stało mówi nam, że się troszeczkę ubrudziła. Po
chwili się pokazała. Nie mogliśmy się uspokoić ze śmiechu, pojawiło się kilka
jego odmian - śmiech ośli, śmiech przez kaszel oraz śmiech przez łzy. To był nasz ostatni wspólny, w czwórkę, wieczór
podczas tej wyprawy.
|
Malowidło na ścianie hostelu PLOFT |
|
Jedzenie uliczne, przygotowywane w warunkach jak na drugim planie. Bardzo smaczne i bardzo popularne |
|
Odnowione hutongi - klimatyczne |
|
Plac Tiananmen |
|
Zakazane Miasto |
|
Zakazane Miasto |
|
Widok ze Wzgórza Węglowego na Zakazane Miasto |
|
Obowiązkowa jaskółka |
|
Plac Tiananmen |
|
Plac Tiananmen - Pomnik Bohaterów Ludu |
|
Hutong |
|
Lokalna restauracja, w której spędziliśmy ostatni wspólny wieczór |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz