... w końcu nastąpił długo wyczekiwany dzień 27
czerwca 2015 roku. Jest godzina 10:30. Z Anią i Maćkiem siedzimy na
lotnisku Tegel w Berlinie. Za niemalże dwie godziny po raz kolejny wyruszymy na
wschód, do Rosji, tym razem na Kamczatkę! Skład wyprawy czteroosobowy - Ania, Maciej, Damian ( Żorż) i ja.
Dwa lata temu, kiedy przemierzaliśmy Rosję z zachodu na wschód, ktoś rzucił pomysł, żebyśmy w następną wspólną podróż pojechali na ten wyjątkowy wulkaniczny półwysep, położony na dalekim wschodzie Rosji. Prawdopodobnie każdy z nas był wciąż pod wrażeniem piękna i dzikości Islandii, na której poznaliśmy się rok wcześniej.
Myśl rzucona gdzieś nad
Bajkałem dojrzewała w nas dość długo. Ceny biletów lotniczych i pogarszająca
się sytuacja polityczna z Rosją powodowały, że szanse na wyjazd malały. Wtedy nastąpił dzień, kiedy to Maciek trafił do jednego z radomskich
serwisów samochodowych i w oczekiwaniu na obsługę, od niechcenia sprawdził ceny
przelotów Moskwa – Pietropawłowsk Kamczacki (PK). Był to dzień grudniowy, roku
2014, rosyjska waluta spadła do historycznego minimum, a to sprawiło, że
również ceny biletów lotniczych były znacznie niższe. W połowie grudnia bilet
Moskwa – Pietropawłowsk (+ bilet powrotny) kosztował 1560pln. Telefon od
Maćka, a zaraz potem mój telefon do Ani. Decyzja była błyskawiczna. Kupujemy!
Kwestia dogadania daty wyjazdu i powrotu zajęła nam dzień. W międzyczasie
Maciek wysłał maila do Damiana, który to w ogóle, ale to w ogóle nie planował z nami jechać...odpisał tylko, że nas nienawidzi i żeby jemu również bilet
zabookować! Ucieszyliśmy się ogromnie, bo skład osobowy sprawdzony i zgrany.
Od stycznia zbieraliśmy informacje o tym wciąż jeszcze dość dziewiczym kawałku ziemi. Internet, w tym wypadku na niewiele się zdał, trochę relacji sprzed kilku lat (informacje często już nieaktualne), na forach zazwyczaj nikt nie odpisywał, udało nam się skontaktować z P. Koperskim, który kilka cennych wskazówek nam przekazał, m.in. jak unikać niedźwiedzi oraz że koniec sierpnia/ początek września jest dużo lepszym czasem na podróż na Kamczatkę. Jeszcze z Polski próbowaliśmy znaleźć noclegi na pierwszą i ostatnią noc oraz „Pana Włodka“, miejscowego, który swoim autem trochę Kamczatki by nam pokazał. Mieliśmy kilka celów: trekking na wulkany, kąpiel w gorących źródłach, pluskanie się w oceanie, smakowanie miejscowej kuchni, a także poznawanie obyczajów lokalnej ludności. Przy tym wszystkim mieliśmy jedno założenie - nie chcemy korzystać z usług żadnego biura oferującego wycieczki po Kamczatce. Na początku czerwca zadecydowaliśmy, że jedziemy na żywioł, bez żadnych rezerwacji, będziemy szukali wszystkiego na miejscu. Ahoj przygodo!
Dwa lata temu, kiedy przemierzaliśmy Rosję z zachodu na wschód, ktoś rzucił pomysł, żebyśmy w następną wspólną podróż pojechali na ten wyjątkowy wulkaniczny półwysep, położony na dalekim wschodzie Rosji. Prawdopodobnie każdy z nas był wciąż pod wrażeniem piękna i dzikości Islandii, na której poznaliśmy się rok wcześniej.
Lotnisko w Yelizovie |
Od stycznia zbieraliśmy informacje o tym wciąż jeszcze dość dziewiczym kawałku ziemi. Internet, w tym wypadku na niewiele się zdał, trochę relacji sprzed kilku lat (informacje często już nieaktualne), na forach zazwyczaj nikt nie odpisywał, udało nam się skontaktować z P. Koperskim, który kilka cennych wskazówek nam przekazał, m.in. jak unikać niedźwiedzi oraz że koniec sierpnia/ początek września jest dużo lepszym czasem na podróż na Kamczatkę. Jeszcze z Polski próbowaliśmy znaleźć noclegi na pierwszą i ostatnią noc oraz „Pana Włodka“, miejscowego, który swoim autem trochę Kamczatki by nam pokazał. Mieliśmy kilka celów: trekking na wulkany, kąpiel w gorących źródłach, pluskanie się w oceanie, smakowanie miejscowej kuchni, a także poznawanie obyczajów lokalnej ludności. Przy tym wszystkim mieliśmy jedno założenie - nie chcemy korzystać z usług żadnego biura oferującego wycieczki po Kamczatce. Na początku czerwca zadecydowaliśmy, że jedziemy na żywioł, bez żadnych rezerwacji, będziemy szukali wszystkiego na miejscu. Ahoj przygodo!
Lot
do Moskwy przebiegł bardzo spokojnie (AirBelin 2h40min, koszt w dwie strony 560pln),
bez szczególnych wrażeń. Odprawa na lotnisku Domodedovo również bez ciekawszych
sytuacji, wszytko szybko, sprawnie, bez krzyków i awantur (2 lata temu
doświadczyliśmy czegoś wręcz odwrotnego). Zaraz za bramkami powitał nas
Damian. Nic nie urósł, nic się nie zmienił, wesoły jak dotychczas. W Moskwie mieliśmy
3,5 godziny oczekiwania na kolejny lot. Wyszliśmy przed budynek lotniska,
temperatura 20 stopni, padał deszcz. Damian uczynił prezentację sprzętu
wyprawowego jaki ze sobą zabrał: plecak, kompas, krzesiwo, nowy aparat itp.
Po chwili żartów i odprężenia nadaliśmy bagaże na lot do Pietropawłowska. Tym razem lecimy liniami TRANSAERO. Spostrzeżenia: bagaż podręczny nie ma tu ograniczeń
ani wagowych, ani kubaturowych. Ludzie wnoszą jako bagaż podręczny 50 litrowe
plecaki, kwiaty w doniczkach, drzewka, wielkie torby oklejone taśmą, za to
nadawane na bagaż rejestrowany są np. damskie torebki. W
samolocie musieliśmy się rozdzielić, Ja i Ania
siedziałyśmy razem w rzędzie pierwszym, a chłopaki, też razem daleko,
daleko za nami. Z racji miejsc przy drzwiach ewakuacyjnych stewardesa poinformowała
nas, że w przypadku gdyby coś się działo jesteśmy zobligowane do pomocy przy akcji
ratunkowej. Ot sytuacja! Zdumiało mnie to, że podczas lotu Rosjanie kilka razy
pokazali jak spektakularnie się awanturować, żeby na pewno wszyscy wiedzieli kto miał rację,
nawet jak jej nie mieli....
O 12:40 czasu lokalnego (po 8,5 h lotu) wylądowaliśmy. Powitał nas deszcz. Lotnisko w PK (a tak naprawdę w Yelizovie) jak
z opowieści, brak jakiejkolwiek odprawy, przekracza się furtkę i już. Wyzwanie
stanowi jedynie odbiór bagażu. W małej kanciapce z boku budynku lotniska
chmara ludzi próbuje odebrać co swoje. Po chwili przepychanek zabieramy nasze plecaki
i kierujemy się przed siebie w poszukiwaniu noclegu. Spostrzeżenie: wielu mężczyzn na powitanie bliskich
przychodzi z chryzantemami (zdaje się, że są one tu popularne), mężczyźni
czekają również na ukochane z zacnymi bukietami czerwonych róż. Po szybkim rozpoznaniu terenu wokół lotniska, pojechaliśmy autobusem miejskim do centrum Yelizova (40 rubli bilet / osoba). Pytamy,
szukamy, nikt nie słyszał o miejscu, w którym moglibyśmy rozbić namioty,
szukamy dalej. Z głośników na latarniach puszczana jest co jakiś czas muzyka klasyczna, początkowo nie mogliśmy ogarnąć skąd to leci, ale jako, że dość bystrzy
jesteśmy to szybko odnaleźliśmy źródło dobiegających dźwięków.
Trafiliśmy do dzielnicy, gdzie trochę strach był chodzić, rozpadające się
bloki, zapach kłopotów w powietrzu. W garażu przy bloku, w swoim samochodzie
dłubie sobie Pan. Pan od razu nam mówi, żeby bagaże, które przed chwilą z pleców zdjęliśmy, trzymać przy sobie, bo to
Rosja, nie Europa, mogą zniknąć... Pytamy go czy zna jakąś miejscówkę na nocleg. Pan nie zna, ale ma kolegę taksówkarza, który właśnie
kończy pracę i niebawem przyjedzie. W oczekiwaniu na taksówkarza,
z Maćkiem poszliśmy jeszcze rozejrzeć się po okolicy, ale żadnego miejsca
na rozbicie namiotów nie znaleźliśmy. W międzyczasie przyjechał kolega. Podaliśmy
mu kartkę z adresem dziewczyny z CouchSurfingu, która być może by nas
przenocowała. Pan taksówkarz powiedział, że to daleko, więc odpuściliśmy. Wspomniał
też, że jest jedno miejsce gdzie można rozbijać namioty, ale tam przychodzi
niedźwiedź, więc nikt nie ryzykuje. Żadnego taniego miejsca noclegowego również
nie znał. Pan od garażu polecił nam jeszcze udanie się do mieszczącej się nieopodal
szkoły. Odbywają się w niej właśnie
kolonie dla dzieci, może tam pozwolą nam się zdrzemnąć skoro placówka i tak
otwarta. Za radą miejscowego udaliśmy się do szkoły, tam jednak kazano nam
zgłosić się około 19:00 bo dopiero wtedy będzie osoba, która może nam coś więcej
powiedzieć. Na zegarkach mieliśmy dopiero 14:00 także postanowiliśmy udać się z
powrotem do centrum miasteczka. Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do
dworca autobusowego, gdzie zrzuciliśmy plecaki i poszliśmy się rozeznać w
temacie, zostawiając jedną osobę do ich pilnowania. Z racji tego, że
ustaliliśmy, że nie będziemy się meldować na policji, jedyną ważną kwestią była
wymiana waluty (mieliśmy jedynie jakieś 6500rubli na wszystkich, a poza PK i Yelizovem
trudno walutę wymienić). Przy okazji sprawdziliśmy autobusy do Kozyriewska.
Jedzie tam raz dziennie autobus 218, który wyjeżdża o godz 8:00 z przystanku
„10km“ w PK i tam też trzeba kupić bilet. Pokręciliśmy się jeszcze po okolicy w
celu znalezienia kantoru lub banku. Niestety kantorów na Kamczatce nie ma, a
walutę oficjalnie wymienić można tylko w bankach, które w niedziele są
zamknięte. Pani na PKSie doradziła nam, abyśmy pojechali autobusem 104 do PK,
bo tam łatwiej z walutą i noclegiem. Szybka decyzja – jedziemy! (80rubli
bilet Yelizovo / PK z bagażem). Podróż trwała jakieś 40 minut, w autobusie
mieliśmy kryzys zmęczenia, wydawało nam się, że jesteśmy już w centrum
Pietropawłowska, więc wysiedliśmy. Szukaliśmy banku, kantoru (wtedy jeszcze nie
wiedzieliśmy, że kantorów tu nie ma). Ludzie bardzo pomocni, ale banki zamknięte
na cztery spusty. Jakiś pan wspomniał, że na rynku u Chińczyków można walutę
wymienić, ale to szemrane i nie wiadomo jaki kurs. Zapytaliśmy jeszcze w centrum
o nocleg. Polecono nam Hostel24 (z polski z nimi pisaliśmy, ale
chcieli jakieś ogromne pieniądze za pokój 16 osobowy). Byliśmy na skraju
wyczerpania i niewyspania, zaczęliśmy odczuwać 11-godzinną zmianę strefy
czasowej, do tego zaczynało znowu mocno padać. W tych okolicznościach
postanowiliśmy sprawdzić hostel. Wsiedliśmy do autobusu miejskiego (21 rubli
bilet).
Dojechaliśmy do portu, nad zatokę Awaczyńską, pod ogromny pomnik
Lenina. Hostel znajdował się nieopodal. Weszliśmy! Urodziwa pani powiedziała, że
ma jedynie pokój dwuosobowy. Błagalnie zapytaliśmy czy możemy spać w nim w czwórkę,
że się pomieścimy. Dziewczyna po uzgodnieniu z szefem ostatecznie się
zgodziła nas przyjąć. Za pokój 2 osobowy płaciliśmy 2900 rubli. Chwilę ochłonęliśmy,
kryzys przeszedł, poszliśmy do sklepu. Szliśmy w deszczu według wskazówek
dziewczyny z recepcji, jakiś kilometr. Sklepu ni widu, ni słychu, za to w
oddali zobaczyliśmy pięknie ośnieżone wulkany. W takich chwilach ani zmęczenie,
ani deszcz nie mają znaczenia. Po 20 minutach marszu dotarliśmy do marketu (taki
PSS Społem), kupiliśmy przegryzki, napoje oraz czekoladę dla pomocnej
dziewczyny. Ze sklepu wróciliśmy autobusem (21 rubli). W hostelu próbowaliśmy jeszcze
sprawdzić czy w Kozyriewsku jest jakiś bank (brak rubli to wciąż nasze wąskie
gardło). Na Kamczatce internet jest jeszcze dobrem luksusowym (nawet w PK)
dlatego trudno tu cokolwiek sprawdzić. Poszliśmy jeszcze raz na recepcję
wypytać o bank i możliwości dostania się do Kozyriewska prywatnymi busikami. Nie
chcieliśmy tracić poniedziałku tylko dlatego, że nie mamy wymienionej waluty.
Prywatne busy owszem były, ale koszt na osobę to 6000 rubli – pomysł ten padł!
Kombinowaliśmy dalej! W pokoju obmyślaliśmy co z tym fantem począć,
zjedliśmy kolację, większość padła około 22, ja jeszcze trochę pisałam. Zmęczenie
dopadło mnie około północy, za oknem wciąż było jasno. Zasnęłam. Obudziły mnie krzyki
Maćka, że z sufitu kapie woda, byłam jednak tak zmęczona, że dopiero rano
zrozumiałam co się stało: w nocy była taka ulewa, że sufit zaczął przeciekać.
Pierwsza kapanie usłyszała Ania, która myślała, że to Maciek obija się o jej
plecak. Maciek myślał, że
to Damian kośćmi strzela, dopiero po chwili okazało
się, że te dźwięki to uderzenia wody o podłogę. Chłopaki rozstąpili się ze
swoimi matami, kapało między nich. Ponownie wszyscy zasnęli. Obudziliśmy się o
6:00 rano, nikomu nie chciało się już spać
- nie ma to jak się wyspać na urlopie :). Wciąż nie dawało nam spokoju
to, że musimy zostać dobę dłużej w PK z tak błahego powodu. Zjedliśmy śniadanie. Chyba każdy myślał o tym samym bo jak tylko weszliśmy z powrotem
do pokoju porozumiewawcze spojrzenia wystarczyły. Licząc na jakiegoś farta pakujemy rzeczy i
jedziemy na dworzec autobusowy 10km! Akcja błyskawiczna. Chwilę po 7 opuszczamy
hostel i udajemy się we właściwym kierunku. Około 7:40 jesteśmy na miejscu.
Ania i Maciek uderzają do kierowców, ja z Damianem pilnujemy bagaży.
Z daleka nie wygląda to najlepiej. Trzech rosłych chłopów w strojach
militarnych coś do Ani mówi, po chwili dzwonią. Ania przybiegła z informacją,
że może coś się uda wymienić. Chwilę później Damian z Anią poszli wymieniać
2000$, ja poleciałam zorganizować wodę i prowiant na podróż, Maciek pilnował ekwipunku.
Byliśmy wniebowzięci! Autobus z PK, 10km odjeżdżał o 8:00, a bilet na
osobę z bagażem kosztował 2020 rubli. Super! Byliśmy w środku. Teraz
przed nami jakieś 9 godzin jazdy do Kozyriewska, autobus całkiem nowy, ze zdobionymi
firankami w oknach. Ludzie przewożą psy, koty, ale kulturka, zwierzaki w
klatkach więc ganiania się po autobusie nie było. Chwilę po wyjeździe z Yelizova skończył się asfalt, jechaliśmy drogą szutrową (odcinek około 400km). Co około 2
godziny kierowcy robią postój. Na przystanku kupiliśmy kartoszki, jednak w smaku
odmiennie od tych sprzed dwóch lat, tłustsze i ogólnie mniej smaczne. Droga
z południa na północ bardzo malownicza, jechaliśmy wzdłuż pasma górskiego,
na którego wierzchołkach wciąż zalegał jeszcze śnieg. Damian widział przy drodze
niedźwiedzia, my spaliśmy, więc nie widzieliśmy. Na miejsce dojechaliśmy około
16:30.
Testowanie zabranych aparatów |
Półwysep Kamczacki |
Kwiaty na powitanie są tu bardzo popularne |
W Pietropawłowsku Kamczackim Lenin również ma swój pomnik |
Zatoka Awaczyńska |
Lotnisko w Yelizovie - brama główna |
Główna droga z południa na północ |
Kozyriewsk - przystanek autobusowy - okno na świat dla mieszkańców miejscowości |
Kozyriewsk - budynek komisariatu policji, vis a vis przystanku |
Kozyriewsk |
Kozyriewsk - moje ukochane, wszechobecne tu, drewniane budynki |
Kozyriewsk - Damian zaklinający pogodę |
My za bilety z Moskwy zapłaciliśmy 1060 zł. Do Moskwy dotarliśmy autostopem. A Couchsurfing na Kamczatce działa wspaniale i tylko z niego (oprócz namiotu) korzystaliśmy. W Kozyriewsku nie byliśmy :(
OdpowiedzUsuńSuper tanio! :) Fajnie! Cenna wskazówka na przyszłość :) A w ile osób podróżowaliście?
OdpowiedzUsuńWe dwoje. Byłam z dorosłym synem - autostopowiczem i podróżnikiem (Plecak Wspomnień)
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie :) zerknę sobie zatem na Wasze kamczackie przygody!
Usuń