poniedziałek, 7 grudnia 2015

Rosja: Kamczatka - przygotowania do wyjazdu i deszczowy początek przygody / cz. 1/10

... w końcu nastąpił długo wyczekiwany dzień 27 czerwca 2015 roku. Jest godzina 10:30. Z Anią i Maćkiem siedzimy na lotnisku Tegel w Berlinie. Za niemalże dwie godziny po raz kolejny wyruszymy na wschód, do Rosji, tym razem na Kamczatkę! Skład wyprawy czteroosobowy - Ania, Maciej, Damian ( Żorż) i ja.
Dwa lata temu, kiedy przemierzaliśmy Rosję z zachodu na wschód, ktoś rzucił pomysł, żebyśmy w następną wspólną podróż pojechali na ten wyjątkowy wulkaniczny półwysep, położony na dalekim wschodzie Rosji. Prawdopodobnie każdy z nas był wciąż pod wrażeniem piękna i dzikości Islandii, na której poznaliśmy się rok wcześniej.
Lotnisko w Yelizovie
Myśl rzucona gdzieś nad Bajkałem dojrzewała w nas dość długo. Ceny biletów lotniczych i pogarszająca się sytuacja polityczna z Rosją powodowały, że szanse na wyjazd malały. Wtedy nastąpił dzień, kiedy to Maciek trafił do jednego z radomskich serwisów samochodowych i w oczekiwaniu na obsługę, od niechcenia sprawdził ceny przelotów Moskwa – Pietropawłowsk Kamczacki (PK). Był to dzień grudniowy, roku 2014, rosyjska waluta spadła do historycznego minimum, a to sprawiło, że również ceny biletów lotniczych były znacznie niższe. W połowie grudnia bilet Moskwa – Pietropawłowsk (+ bilet powrotny) kosztował 1560pln. Telefon od Maćka, a zaraz potem mój telefon do Ani. Decyzja była błyskawiczna. Kupujemy! Kwestia dogadania daty wyjazdu i powrotu zajęła nam dzień. W międzyczasie Maciek wysłał maila do Damiana, który to w ogóle, ale to w ogóle nie planował z nami jechać...odpisał tylko, że nas nienawidzi i żeby jemu również bilet zabookować! Ucieszyliśmy się ogromnie, bo skład osobowy sprawdzony i zgrany.

Od stycznia zbieraliśmy informacje o tym wciąż jeszcze dość dziewiczym kawałku ziemi. Internet, w tym wypadku na niewiele się zdał, trochę relacji sprzed kilku lat (informacje często już nieaktualne), na forach zazwyczaj nikt nie odpisywał, udało nam się skontaktować z P. Koperskim, który kilka cennych wskazówek nam przekazał, m.in. jak unikać niedźwiedzi oraz że koniec sierpnia/ początek września jest dużo lepszym czasem na podróż na Kamczatkę. Jeszcze z Polski próbowaliśmy znaleźć noclegi na pierwszą i ostatnią noc oraz „Pana Włodka“, miejscowego, który swoim autem trochę Kamczatki by nam pokazał. Mieliśmy kilka celów: trekking na wulkany, kąpiel w gorących źródłach, pluskanie się w oceanie, smakowanie miejscowej kuchni, a także poznawanie obyczajów lokalnej ludności. Przy tym wszystkim mieliśmy jedno założenie - nie chcemy korzystać z usług żadnego biura oferującego wycieczki po Kamczatce. Na początku czerwca zadecydowaliśmy, że jedziemy na żywioł, bez żadnych rezerwacji, będziemy szukali wszystkiego na miejscu. Ahoj przygodo!
Lot do Moskwy przebiegł bardzo spokojnie (AirBelin 2h40min, koszt w dwie strony 560pln), bez szczególnych wrażeń. Odprawa na lotnisku Domodedovo również bez ciekawszych
Testowanie zabranych aparatów
sytuacji, wszytko szybko, sprawnie, bez krzyków i awantur (2 lata temu doświadczyliśmy czegoś wręcz odwrotnego). Zaraz za bramkami powitał nas Damian. Nic nie urósł, nic się nie zmienił, wesoły jak dotychczas. W Moskwie mieliśmy 3,5 godziny oczekiwania na kolejny lot. Wyszliśmy przed budynek lotniska, temperatura 20 stopni, padał deszcz. Damian uczynił prezentację sprzętu wyprawowego jaki ze sobą zabrał: plecak, kompas, krzesiwo, nowy aparat itp. Po chwili żartów i odprężenia nadaliśmy bagaże na lot do Pietropawłowska. Tym razem lecimy liniami TRANSAERO. 
Spostrzeżenia: bagaż podręczny nie ma tu ograniczeń ani wagowych, ani kubaturowych. Ludzie wnoszą jako bagaż podręczny 50 litrowe plecaki, kwiaty w doniczkach, drzewka, wielkie torby oklejone taśmą, za to nadawane na bagaż rejestrowany są np. damskie torebki. W samolocie musieliśmy się rozdzielić, Ja i Ania  siedziałyśmy razem w rzędzie pierwszym, a chłopaki, też razem daleko, daleko za nami. Z racji miejsc przy drzwiach ewakuacyjnych stewardesa poinformowała nas, że w przypadku gdyby coś się działo jesteśmy zobligowane do pomocy przy akcji ratunkowej. Ot sytuacja! Zdumiało mnie to, że podczas lotu Rosjanie kilka razy pokazali jak spektakularnie się awanturować, żeby na pewno wszyscy wiedzieli kto miał rację, nawet jak jej nie mieli.... 
Półwysep Kamczacki
O 12:40 czasu lokalnego (po 8,5 h lotu) wylądowaliśmy. Powitał nas deszcz. Lotnisko w PK  (a tak naprawdę w Yelizovie) jak z opowieści, brak jakiejkolwiek odprawy, przekracza się furtkę i już. Wyzwanie stanowi jedynie odbiór bagażu. W małej kanciapce z boku budynku lotniska chmara ludzi próbuje odebrać co swoje. Po chwili przepychanek zabieramy nasze plecaki i kierujemy się przed siebie w poszukiwaniu noclegu. Spostrzeżenie: wielu mężczyzn na powitanie bliskich przychodzi z chryzantemami (zdaje się, że są one tu popularne), mężczyźni czekają również na ukochane z zacnymi bukietami czerwonych róż. Po szybkim rozpoznaniu terenu wokół lotniska, pojechaliśmy autobusem miejskim do centrum Yelizova (40 rubli bilet / osoba). Pytamy, szukamy, nikt nie słyszał o miejscu, w którym moglibyśmy rozbić namioty, szukamy dalej. Z głośników na latarniach puszczana jest co jakiś czas muzyka klasyczna, początkowo nie mogliśmy ogarnąć skąd to leci, ale jako, że dość bystrzy
Kwiaty na powitanie są
tu bardzo popularne
jesteśmy to szybko odnaleźliśmy źródło dobiegających dźwięków. Trafiliśmy do dzielnicy, gdzie trochę strach był chodzić, rozpadające się bloki, zapach kłopotów w powietrzu. W garażu przy bloku, w swoim samochodzie dłubie sobie Pan. Pan od razu nam mówi, żeby bagaże, które przed chwilą z pleców zdjęliśmy, trzymać przy sobie, bo to Rosja, nie Europa, mogą zniknąć... Pytamy go czy zna jakąś miejscówkę na nocleg. Pan nie zna, ale ma kolegę taksówkarza, który właśnie kończy pracę i niebawem przyjedzie. W oczekiwaniu na taksówkarza, z Maćkiem poszliśmy jeszcze rozejrzeć się po okolicy, ale żadnego miejsca na rozbicie namiotów nie znaleźliśmy. W międzyczasie przyjechał kolega. Podaliśmy mu kartkę z adresem dziewczyny z CouchSurfingu, która być może by nas przenocowała. Pan taksówkarz powiedział, że to daleko, więc odpuściliśmy. Wspomniał też, że jest jedno miejsce gdzie można rozbijać namioty, ale tam przychodzi niedźwiedź, więc nikt nie ryzykuje. Żadnego taniego miejsca noclegowego również nie znał. Pan od garażu polecił nam jeszcze udanie się do mieszczącej się nieopodal szkoły. Odbywają się w niej właśnie kolonie dla dzieci, może tam pozwolą nam się zdrzemnąć skoro placówka i tak otwarta. Za radą miejscowego udaliśmy się do szkoły, tam jednak kazano nam zgłosić się około 19:00 bo dopiero wtedy będzie osoba, która może nam coś więcej powiedzieć. Na zegarkach mieliśmy dopiero 14:00 także postanowiliśmy udać się z powrotem do centrum miasteczka. Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do dworca autobusowego, gdzie zrzuciliśmy plecaki i poszliśmy się rozeznać w temacie, zostawiając jedną osobę do ich pilnowania. Z racji tego, że ustaliliśmy, że nie będziemy się meldować na policji, jedyną ważną kwestią była wymiana waluty (mieliśmy jedynie jakieś 6500rubli na wszystkich, a poza PK i Yelizovem trudno walutę wymienić). Przy okazji sprawdziliśmy autobusy do Kozyriewska. Jedzie tam raz dziennie autobus 218, który wyjeżdża o godz 8:00 z przystanku „10km“ w PK i tam też trzeba kupić bilet. Pokręciliśmy się jeszcze po okolicy w celu znalezienia kantoru lub banku. Niestety kantorów na Kamczatce nie ma, a walutę oficjalnie wymienić można tylko w bankach, które w niedziele są zamknięte. Pani na PKSie doradziła nam, abyśmy pojechali autobusem 104 do PK, bo tam łatwiej z walutą i noclegiem. Szybka decyzja – jedziemy! (80rubli bilet Yelizovo / PK z bagażem). Podróż trwała jakieś 40 minut, w autobusie mieliśmy kryzys zmęczenia, wydawało nam się, że jesteśmy już w centrum Pietropawłowska, więc wysiedliśmy. Szukaliśmy banku, kantoru (wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że kantorów tu nie ma). Ludzie bardzo pomocni, ale banki zamknięte na cztery spusty. Jakiś pan wspomniał, że na rynku u Chińczyków można walutę wymienić, ale to szemrane i nie wiadomo jaki kurs. Zapytaliśmy jeszcze w centrum o nocleg. Polecono nam Hostel24 (z polski z nimi pisaliśmy, ale chcieli jakieś ogromne pieniądze za pokój 16 osobowy). Byliśmy na skraju wyczerpania i niewyspania, zaczęliśmy odczuwać 11-godzinną zmianę strefy czasowej, do tego zaczynało znowu mocno padać. W tych okolicznościach postanowiliśmy sprawdzić hostel. Wsiedliśmy do autobusu miejskiego (21 rubli bilet).
W Pietropawłowsku Kamczackim Lenin również ma swój pomnik
Dojechaliśmy do portu, nad zatokę Awaczyńską, pod ogromny pomnik Lenina. Hostel znajdował się nieopodal. Weszliśmy! Urodziwa pani powiedziała, że ma jedynie pokój dwuosobowy. Błagalnie zapytaliśmy czy możemy spać w nim w czwórkę, że się pomieścimy. Dziewczyna po uzgodnieniu z szefem ostatecznie się zgodziła nas przyjąć. Za pokój 2 osobowy płaciliśmy 2900 rubli. Chwilę ochłonęliśmy, kryzys przeszedł, poszliśmy do sklepu. Szliśmy w deszczu według wskazówek dziewczyny z recepcji, jakiś kilometr. Sklepu ni widu, ni słychu, za to w oddali zobaczyliśmy pięknie ośnieżone wulkany. W takich chwilach ani zmęczenie, ani deszcz nie mają znaczenia. Po 20 minutach marszu dotarliśmy do marketu (taki PSS Społem), kupiliśmy przegryzki, napoje oraz czekoladę dla pomocnej dziewczyny. Ze sklepu wróciliśmy autobusem (21 rubli). W hostelu próbowaliśmy jeszcze sprawdzić czy w Kozyriewsku jest jakiś bank (brak rubli to wciąż nasze wąskie gardło). Na Kamczatce internet jest jeszcze dobrem luksusowym (nawet w PK) dlatego trudno tu cokolwiek sprawdzić. Poszliśmy jeszcze raz na recepcję wypytać o bank i możliwości dostania się do Kozyriewska prywatnymi busikami. Nie chcieliśmy tracić poniedziałku tylko dlatego, że nie mamy wymienionej waluty. Prywatne busy owszem były, ale koszt na osobę to 6000 rubli – pomysł ten padł! Kombinowaliśmy dalej! W pokoju obmyślaliśmy co z tym fantem począć, zjedliśmy kolację, większość padła około 22, ja jeszcze trochę pisałam. Zmęczenie dopadło mnie około północy, za oknem wciąż było jasno. Zasnęłam. Obudziły mnie krzyki Maćka, że z sufitu kapie woda, byłam jednak tak zmęczona, że dopiero rano zrozumiałam co się stało: w nocy była taka ulewa, że sufit zaczął przeciekać. Pierwsza kapanie usłyszała Ania, która myślała, że to Maciek obija się o jej plecak. Maciek myślał, że
Zatoka Awaczyńska
to Damian kośćmi strzela, dopiero po chwili okazało się, że te dźwięki to uderzenia wody o podłogę. Chłopaki rozstąpili się ze swoimi matami, kapało między nich. Ponownie wszyscy zasnęli. Obudziliśmy się o 6:00 rano, nikomu nie chciało się już spać  - nie ma to jak się wyspać na urlopie :). Wciąż nie dawało nam spokoju to, że musimy zostać dobę dłużej w PK z tak błahego powodu. Zjedliśmy śniadanie. Chyba każdy myślał o tym samym bo jak tylko weszliśmy z powrotem do pokoju porozumiewawcze spojrzenia wystarczyły. 
Licząc na jakiegoś farta pakujemy rzeczy i jedziemy na dworzec autobusowy 10km! Akcja błyskawiczna. Chwilę po 7 opuszczamy hostel i udajemy się we właściwym kierunku. Około 7:40 jesteśmy na miejscu. Ania i Maciek uderzają do kierowców, ja z Damianem pilnujemy bagaży. Z daleka nie wygląda to najlepiej. Trzech rosłych chłopów w strojach militarnych coś do Ani mówi, po chwili dzwonią. Ania przybiegła z informacją, że może coś się uda wymienić. Chwilę później Damian z Anią poszli wymieniać 2000$, ja poleciałam zorganizować wodę i prowiant na podróż, Maciek pilnował ekwipunku. Byliśmy wniebowzięci! Autobus z PK, 10km odjeżdżał o 8:00, a bilet na osobę z bagażem kosztował 2020 rubli. Super! Byliśmy w środku. Teraz przed nami jakieś 9 godzin jazdy do Kozyriewska, autobus całkiem nowy, ze zdobionymi firankami w oknach. Ludzie przewożą psy, koty, ale kulturka, zwierzaki w klatkach więc ganiania się po autobusie nie było. Chwilę po wyjeździe z Yelizova skończył się asfalt, jechaliśmy drogą szutrową (odcinek około 400km). Co około 2 godziny kierowcy robią postój. Na przystanku kupiliśmy kartoszki, jednak w smaku odmiennie od tych sprzed dwóch lat, tłustsze i ogólnie mniej smaczne. Droga z południa na północ bardzo malownicza, jechaliśmy wzdłuż pasma górskiego, na którego wierzchołkach wciąż zalegał jeszcze śnieg. Damian widział przy drodze niedźwiedzia, my spaliśmy, więc nie widzieliśmy. Na miejsce dojechaliśmy około 16:30. 
Lotnisko w Yelizovie - brama główna

Główna droga z południa na północ
Kozyriewsk - przystanek autobusowy - okno na świat dla mieszkańców miejscowości
Kozyriewsk - budynek komisariatu policji, vis a vis przystanku
Kozyriewsk
Kozyriewsk - moje ukochane, wszechobecne tu, drewniane budynki
Kozyriewsk - Damian zaklinający pogodę


4 komentarze:

  1. My za bilety z Moskwy zapłaciliśmy 1060 zł. Do Moskwy dotarliśmy autostopem. A Couchsurfing na Kamczatce działa wspaniale i tylko z niego (oprócz namiotu) korzystaliśmy. W Kozyriewsku nie byliśmy :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Super tanio! :) Fajnie! Cenna wskazówka na przyszłość :) A w ile osób podróżowaliście?

    OdpowiedzUsuń
  3. We dwoje. Byłam z dorosłym synem - autostopowiczem i podróżnikiem (Plecak Wspomnień)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyobrażam sobie :) zerknę sobie zatem na Wasze kamczackie przygody!

      Usuń