wtorek, 22 grudnia 2015

Rosja: Kamczatka - Z Kozyriewska do Esso / cz.4/10

Po wieczornej wizycie w bani czuliśmy się super! Wstaliśmy około 8:00. Zapowiadał się słoneczny dzień. Przyznać muszę, że dawno tak dobrze nie spałam jak tej nocy. Przepakowaliśmy plecaki. Poszliśmy do sklepu. Kupiliśmy produkty na śniadanie: serki, pomidory, jajka, gruszkojabłka, niestety nie było nigdzie pieczywa. Marija pojechała do miejscowej piekarni  (o której nie mieliśmy pojęcia) i kupiła dla nas bochen pysznego, świeżego chleba (50 rubli). Naprawdę bardzo dobrze nas ugościła. Śniadanie jedliśmy w bardzo przyjemnych okolicznościach. W ogrodowym namiocie jajecznica smakowała wybornie.
Zebraliśmy się około 11. Przyjechał po nas umówiony przez Mariję miejscowy, swoją Ładą Nivą miał nas zawieźć do Esso, cena   -  4000 rubli. Choć było ciasno (jeden duży plecak oraz kilka małych musieliśmy poupychać między siebie, bo do bagażnika się już nie zmieściły)  to cena była naprawdę atrakcyjna. Pożegnaliśmy się z Mariją, podziękowaliśmy za wszytko i odjechaliśmy. Do przebycia mieliśmy około 170 kilometrów drogą przez las, szutrową, bardzo wyboistą. W czasie podróży przytrafiło nam się kilka nieplanowanych postojów. Nie wiem czy to efekt wjechania przez kierowcę w sporą dziurę zaraz za Kozyriewskiem, czy zwyczajnie auto było mało sprawne, ale psuło się regularnie co kilkadziesiąt kilometrów. Kilka razy oferowaliśmy panu pomoc, ale dzielnie sam swój pojazd naprawiał. Szło mu nieźle. Czas postoju wykorzystywaliśmy na robienie zdjęć, rozmowy, zabawy w kopanie kamieni i na inne porywające rozrywki. 
Do Esso dojechaliśmy po około 3 godzinach. Bardzo uprzejmy kierowca, zostawił nas na początku miejscowości (...bo mu się samochód zepsuł). Skontaktowaliśmy się z Dilią i Ilyą, którzy również mieli do Esso tego dnia dotrzeć. Zapytaliśmy gdzie się zatrzymali. Wraz ze swoimi rosyjskimi znajomymi rozbili namioty na obrzeżach miejscowości, nad rzeką, przy gorących źródłach, około 1,5 km od tablicy wjazdowej. Mieliśmy też namiar od Mariji na pole namiotowe w środku miejscowości, jednak wizja rozbicia się na dziko była bardziej kusząca. Było tylko jedno ale... wśród moskiewskiej grupy był nieprzychylny nam (Polakom) chłopak, którego napotkaliśmy w drodze na trekking. Obawialiśmy się trochę atmosfery i niezręcznych sytuacji.  Po chwili namysłu zdecydowaliśmy się jednak dołączyć do Rosjan. Dzikie pole znajdowało się na północnym zachodzie, kilkaset metrów od ostatnich zabudowań, nad rzeką Uksiczan.
Założyliśmy obozowisko, a następnie z Anią i Damianem udaliśmy się do miasta, Maciek został na straży naszych bagaży. Zrobiliśmy sobie wycieczkę po kilku sklepach spożywczych. Kupiliśmy podstawowe produkty oraz, na zapicie naszego niepowodzenia trekkingowego, kompot truskawkowy (300 rubli), który wypatrzyliśmy w miejscowym supersamie. Na oko wyglądał pysznie! Wstąpiliśmy jeszcze, na mieszczący się w centrum bazarek. Tam niestety ani sprzętu wędkarskiego, ani bluzeczek z cekinami, ani nawet koca z motywem konia nie nabyliśmy. Trudno. Jako, że dżender tego dnia nie obowiązywało, Damian zabronił nam dźwigać zakupy i zabrał nam wszystkie siatki. Postanowiłyśmy z Anią odwdzięczyć się ugotowaniem obiadu. A co! Zajadaliśmy się kuskusem z fetą, pomidorami i świeżą pietruszką, a na deser suszona rybka popijana piwem, palce lizać :-) Po posiłku zrobiliśmy sesję z naszą słoneczną flagą. Padł pomysł, aby zawiesić ją na drzewie, które rosło tuż przy brzegu. Kiedy Damian ją wieszał, widok był  komiczny, czekaliśmy tylko spektakularnego wpadnięcia do rzeki. Tego dnia nie mieliśmy zamiaru nic zwiedzać, nigdzie chodzić, w planach mieliśmy tylko i wyłącznie relaks. W miejscu, w którym rozbiliśmy namioty są dwa gorące źródła - jedno pod wiatą, z ławeczkami i przebieralnią, drugie typowe bajorko zaraz przy rzece. W mieszczących się nieopodal dwóch małych stawach, w których można się ochłodzić, gęsto jest od żab. Chętnie zaglądają tu miejscowi chcący zaznać leczniczych kąpieli. Dwie starsze kobiety przychodzą tu prawie codziennie, nawet zimą, dopóki woda nie zamarznie. Śmieją się, że to dzięki temu tak dobrze wyglądają. Kiedy z Maćkiem chcieliśmy się przysiąść pozwoliły tylko mi dołączyć, go pogoniły krzycząc, że "teraz tylko dziewuszki"! Dilka siedziała z nimi już od jakiegoś czasu. Kobiety opowiadały o życiu na Kamczatce, o okolicy, o podchodzących do miasteczka niedźwiedziach, o problemach z lokalną młodzieżą oraz o swoich podróżach sprzed lat. Z zaciekawieniem słuchały naszych historii. Przekazały nam również zasady przebywania w cieplicy. Woda miała temperaturę około 40 stopni Celsjusza, wejście do niej nie było łatwe, zwyczajnie parzyła. Według ich wskazówek mogliśmy przebywać w niej maksymalnie 15 minut, a po ochłodzeniu organizmu można zanurzyć się ponownie, na ten sam okres czasu. Po godzinie rozmów panie się pożegnały, zapowiedziały się na jutro. Maciek mógł siąść z nami. 
Zrelaksowani, rozmawialiśmy do późna, księżyc odbijał się w wodzie, oświetlał otaczające nas szczyty, pięknie było! Rozeszliśmy się spać. Jako, że energia wciąż mnie rozpierała, wzięłam aparat i poszłam robić zdjęcia nocą (bez statywu niestety). Esso zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jest zupełnie odmienne od widzianych przez nas wcześniej miejscowości. Miasteczko położone jest w dolinie rzeki Bystrej, otoczone górami, jest naprawdę malownicze, atrakcją są tu baseny i źródła geotermalne. Podobają mi się tutejsze drewniane domy, niektóre przypominają styl skandynawski. Ludzie są niezwykle mili i pomocni, skorzy do rozmów i ciekawi przybyszów "z lądu". Powiedzieli nam, że Esso określane jest Szwajcarią Kamczatki i przyznać muszę, że faktycznie na to miano zasługuje.
W Kozyriewsku wylądowało UFO - czwórka obcych przechadzała się ulicami miasteczka
Opuszczamy Kozyriewsk - ruszamy do Esso
W drodze do Esso
Rzeka Kamczatka
W czasie przymusowych postojów dzieci się nudzą
W czasie przymusowych postojów dzieci się nudzą

Esso - w poszukiwaniu miejsca na nocleg
Esso - dzikie pole namiotowe przy gorących źródłach


Esso określane jest Szwajcarią Kamczatki

Esso
Esso
Esso
Księżyc w pełni

5 komentarzy:

  1. My rozbiliśmy się w Esso przy basenie w centrum wsi. Byliśmy bardzo zadowoleni. Płaciliśmy (1 namiot, 2 osoby) 10 rubli za dobę. Byliśmy też przy innych źródłach, gdzie był podobny domek, jak na Twoich zdjęciach, ale to było inne miejsce... Czyżby jeszcze gdzieś były źródła, o których nie wiedzieliśmy?
    Czytam dalej, ciekawa jestem, gdzie wędrowaliście w okolicach Esso. My byliśmy na dwóch trekkingach. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nasza miejscówka była kawałek za osiedlem drewnianych baraków z kolorowymi płotami. W sumie już za miasteczkiem ( północny zachód). Zażywaliście źródlanych kąpieli? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to chyba tam byliśmy na kąpielach błotnych... Ale jakoś trochę inaczej to wygląda na naszych i Waszych zdjęciach. Tego kamiennego rowu z wodą nie przypominam sobie. Zdjęcia 36, 37 i 38 z poniższego odcinka.
    http://jolaryd.blogspot.com/2016/11/kamczatka-wczasy-w-esso.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń