środa, 25 listopada 2015

Chiny: Trochę sztuki w Pekinie - dzielnica 798

27.08 to mój ostatni dzień w Pekinie. Wstaję pierwsza, dwa śpiochy jeszcze kimają. Przepakowuje plecak, zbieram swoje rzeczy, przygotowuję się do wymeldowania ( do 12:00 muszę zrobić check out). Krakusy wstają. Kończymy owoce pozostałe po wieczornej uczcie oraz resztę kremu orzechowego (przywiezionego jeszcze z Polski) – do Kuala Lumpur Damian brać go nie chce. Posileni śniadaniem jedziemy w kierunku dzielnicy 798. Najpierw metrem, później przesiadamy się na autobus nr 401, podróż trwa około 15 minut. Osiedle, na którym wysiadamy przypomina nasze blokowiska z lat 70-tych, między szarymi budynkami nieco błądzimy. Wdepnęliśmy do supersamu, gdzie kupiliśmy herbaty, alkohol, jakieś słodycze, coś do przekąszenia. Zdziwił mnie bardzo fakt, że w Chinach nie ma czekolady, jedynie batoniki typu snickers, kinder bueno, dove. Siadamy nieopodal sklepu, wyciągamy rogaliki, ciasteczka, jogurt, chipsy i ryżową wódkę (52%). Pełna uczta na osiedlowej ławce. Nad miastem pojawił się smog, więc i pogoda była taka sobie, miałam wrażenie, ze za chwile nadciągnie ulewa, do tego było bardzo duszno. Nic to, pożywieni i napojeni szukamy 798. Język „mapa, palec, migi” jest niezawodny. Jacyś starsi ludzie pokazują nam właściwy kierunek. Idziemy! Znajdujemy! Pierwsze odczucia mocno takie sobie, jednak czym dalej w dzielnicę tym jesteśmy pod większym wrażeniem.
Liczne galerie, ciekawe wystawy, sklepy z artystycznymi przedmiotami. Zrobiliśmy serię fotografii posągowi pod roboczym tytułem „Damian z zakupami”, taka nowa, czasowa instalacja ;). spotykamy też Andiego – Szkota z hostelu. Rano, przy śniadaniu okazało się, że wracamy tym samym samolotem do Warszawy, z tym, że on plan ma jechać na lotnisko rano, ja dzisiaj wieczorem. Towarzyszy nam w zwiedzaniu reszty dzielnicy, Damian ma kolegę do
798
papierosa, a my z Anią możemy szaleć po galeryjkach i sklepach. Po dwóch godzinach obcowania ze sztuką autobusem 401 wracamy do Dongzimen. Rezygnujemy z metra i dwie stacje idziemy pieszo podziwiając handlowe ulice Pekinu. Andy pomaga nam z zakupami, kierujemy się na obiad. Zamawiam jajko z pomidorami.  Było pyszne, chodziło za mną cały dzień, zamówiliśmy też makaron oraz szparagi. O 20:00 wróciliśmy do hostelu. Musiałam pilnować czasu, o 22:00 planuję wyruszyć w kierunku lotniska. Ostatnie dopakowanie rzeczy, rozmowa z poznaną dzień wcześniej Polką, rozchodne piwo. Jest 22:10 zbieram się do opuszczenia hostelu. Ania i Damian odprowadzają mnie do metra, szybkie pożegnanie, ostatnia wymiana docinków – tak, tak, a jakżeby inaczej!  - ściski i cała naprzód. Na lotnisko jedzie pociąg Airport Express ( 25Y) ze stacji Dongzimen. Minęłam Lama Temle – od razu spokój i harmonia mną zawładnęły. Na Dongzimen dotarłam o 22:35. Na miejscu okazało się, że ostatni pociąg w kierunku lotniska właśnie odjechał (22:30 ostatni kurs), oznaczało to nic innego jak nocleg na stacji metra (niebezpieczne i ryzykowne) lub powrót do hostelu. Grupa taksówkarzy widząc dezorientacje na mojej twarzy obleciała mnie jak muchy ogryzek, oferując zawiezienia na lotnisko za 200Y - ha ha w posiadaniu takiej kasy już od dawna nie byłam! Mężczyźni krzyczeli nade mną coś po chińsku, jeden przez drugiego. Skupić się trudno, a tu czasu na zastanawianie co robić brak bo kolejki metra kursują  do 23:00 – taka sytuacja! Szybka decyzja – wracam do ziomków. Było ryzyko czy zdążę bo muszę się jeszcze przesiąść na inną linię, ale nic to trzeba próbować. Damian potarł swoją nowo zakupioną buddyjską biżuterię, chyba czuł co się święci. Zdążyłam wrócić do hostelu! Na recepcji chłopak zgodził się, żebym została bez łóżka ze znajomymi. Chwila szydery z mej osoby, moment później dostałam piwo i zasiadłam na kanapie. O 2 Ania przygarnęła mnie na swoją poduszkę – kochana. Pobudka o 5 i szybkie przygotowanie do wyjścia. Niestety nie mogłam wyjść z hostelu bo zamknięty był na 4 spusty, a zmęczony recepcjonista spał w najlepsze na krześle, do tego stopnia, że nie byłam w stanie go przez dłuższą chwilę obudzić. Po 10 minutach udało się, opuściłam hostel! Poranek deszczowy. Szybki transfer na Dongzimen, zakup biletu na pociąg. O  6:00 rusza pierwszy poranny, okropnie zatłoczony, pociąg do terminala 3 skąd mam wylot, kolejka jedzie dokładnie 20 minut. Lotnisko duże, trudno się ogarnąć, idę do informacji. Pani kieruje mnie do sektora B, kolejka do odprawy bardzo długa, w międzyczasie przyjeżdża Andy, prosto z imprezy – tylko bagaż zajechał odebrać. Stoimy w niekończącej się kolejce do odprawy, hen hen daleko, Andy ma ze sobą jeszcze ¼ butelki whisky. O 7:40 udaje nam się odprawić, zdaliśmy plecaki i ruszyliśmy w kierunku bramek. Do naszego gejtu musimy dojechać pociągiem ( strefa E), wypełniamy dokumenty wyjazdowe, przechodzimy odprawę graniczną, odprawę osobistą i hola w kierunku samolotu. Jest 8:25, wylot planowany o 8:45 więc delikatny stres czy nie jesteśmy za późno. Na pożegnanie z głośników ostatni raz zawołanie „uważajcie pasażery” - mój ulubiony zwrot tej wyprawy. Kiedy docieramy do odpowiedniej bramki okazuje się, że samolot ma chwilę opóźnienia. O 9:00 zaczynają wpuszczać na pokład Dreamlinera. Z Andym mamy miejsca w różnych częściach samolotu, rozdzielamy się. Mi trafia się siedzenie w pierwszym rzędzie, cudowanie! Nogi mi się bez problemu zmieszczą! 8,5 godzin lotu do Warszawy. Lot mija szybko i całkiem ok. Zaraz po starcie stewardessy podają posiłek – makaron na ciepło + zestaw kanapkowy + jogurt. Ten ostatni niestety wylądował na moim kocu. Samolot ląduje 40 minut przed czasem, o godzinie 12:00 czasu Polskiego. Odbieram bagaż, żegnam się ze Szkotem. Chłopaki warszawiaki (znajomi) odbierają mnie z lotniska  - powoli czuje powrót do rzeczywistości. Teraz czekam na bezpieczny i szczęśliwy  powrót reszty kompanów.        
                                                             
798


798
798
Posąg pod roboczym tytułem "Damian z zakupami" - instalacja czasowa
Na sam koniec spadł deszcz - z wielkiej chmury, więc mocno nie zmokliśmy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz