sobota, 21 listopada 2015

Chiny: I znowu pociąg. 4 bilety do Pekinu przez Harbin prosimy

Damian w Chińskim salonie fryzjerskim
Na chińskim przejściu granicznym, niczym gwiazdy, witani byliśmy serdecznie, urzędnicy podpytywali i zagadywali nas. W czasie odprawy paszportowej poznaliśmy Siergieja, Rosjanina, podróżnika. Bardzo nam pomógł podczas pierwszych chwil na chińskiej ziemi. Kierowcy autobusu, którzy przywieźli nas do Suifenhe zapisali nam chińskie znaczki, żebyśmy pokazali je taksówkarzowi co by wiedział, że my na PKP dostać się chcemy. Poza Pekinem ( ja się później okaże), w miasteczkach, które odwiedziliśmy bardzo trudno się porozumieć po angielsku. Nie mieliśmy też chińskich pieniędzy. Siergiej zabrał nas taksówką do „kantoru” – kobiety, z plikiem pieniędzy stojącą w wiatrołapie budynku banku, obracającej walutą ( dość dziwne doświadczenie przyznać muszę). Walutę wymieniliśmy. Złapaliśmy chwilę oddechu, podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z pomocnym Rosjaninem (nie chciał zwrotu kasy za taksówkę, mówił, żebyśmy pomogli innym podróżnikom jak będą w potrzebie – zuch mołodziec!). Ruszyliśmy w kierunku dworca. PKS i PKP są obok siebie.
Najpierw sprawdziliśmy pociągi do Harbinu. Plackarta na 22:10 kosztowała 140 yuanów. Bilet na PKS, na kurs o 17:00 do Harbinu kosztował 145Y, do Pekinu na kolejny dzień rano 300Y. Zdecydowaliśmy się na plackartę o 22:00. Zapewni nam to nocleg i szansę odespania w przyzwoitych warunkach, a rano będziemy w Harbinie. Korzystając z kilku godzin wolnego poszliśmy coś zjeść i napić się piwa (danie: makaron, warzywa, sos + piwo = 13Y). Damian skorzystał z usług lokalnego fryzjera. Ja na pomysł umycia włosów wpadłam zbyt późno... a było to już wskazane... od wyjazdu z Irkucka włosy tylko „w koczek”. Zrobiliśmy jeszcze krótki tour po mieście i wróciliśmy na dworzec. Miasto jakieś takie zatłoczone, niezbyt czyste, ale przyjazne. Zrobiliśmy jeszcze szybkie zakupy na drogę, arbuza skonsumowaliśmy na schodach dworca. Punktualnie wsiadamy do pociągu relacji Suifenhe – Harbin. Pociąg z trzema pionami łóżek, z klimą, muzyka relaksacyjna w głośnikach, dywan na środku przedziału...na bogato! a jakże! Jak tylko pociąg ruszył zasnęliśmy. Ja i Ania razem, Damian obok, Maciej w kolejnym wagonie. Jechaliśmy 10 godzin. Obudził nas konduktor (godzinę przed stacją konduktorzy budzą pasażerów). W pociągu prawie sami Chińczycy, uprzejmi, mili. Zlew w łazience miałam ledwo nad kolanami...w łóżku się nie mieściłam, ale dłuższe niż w wagonach rosyjskich, wrzątek również dostępny. Na śniadanie kończyłyśmy z Ania makaron z dnia poprzedniego ( wzięła „chińczyka” na wynos). Ahoj przygodo! Wyspani! Gotowi na kolejny dzień przygody! Po dotarciu na peron w Harbinie od razu zaczęliśmy szukać transportu do Pekinu. Najpierw mały problem z porozumieniem się i uzyskaniem informacji. Z Maćkiem poszliśmy szukać autobusu. Pod dworcem zaczepił nas facet oferując transport autobusem za 350Y. Zdecydowanie drogo! Walczyliśmy dalej. Wróciliśmy na stację i skierowaliśmy się w stronę informacji. Babka mówiąca troszkę po angielsku sprawdziła nam połączenia. Miejsc siedzących na dziś już nie było ( znaczy były tylko 2 w pociągu o 14:38, co nam nic nie dawało). Pociąg o 10:48, pozostały jedynie miejsca stojące, w Pekinie 21:30, koszt 152,50Y. Chwila namysłu...bierzemy! Korzystając z 2,5 godziny oczekiwania na pociąg poszliśmy pozwiedzać miasto ( Ania, Damian, ja, Maciej - pilnuje bagaży). Harbin...miasto ogromne, czyste, nie zachwycające ( w lutym odbywa się w nim Światowy Festiwal Rzeźby Lodowej). Mój wzrost wzbudzał spore zainteresowanie. 
Uliczki Harbinu
Obeszliśmy mini fragment miasta, cyknęliśmy kilka fotek, szybkie zakupy ( ciastka, piwo, chińskie przegryzki oraz owoce). Choć jedzenie dość tanie to owoce mimo wszystko sporo kosztują. Wróciliśmy do Maćka. Na dworcu masakryczny tłum, z 30 kolejek do kas, wszystkie bardzo długie, zaduch straszny. Siedzimy chwile na zewnątrz, po chwili udajemy się w kierunku peronu. Na dworcu prawie jak na lotnisku ( i to co najmniej dużym, międzynarodowym), kilka hal z wyjściami na odpowiedni peron. Wsiadamy do pociągu – 6 miejsc siedzących z jednej strony + 4 z drugiej. Pociąg klimatyzowany, ścisk ogromny, siedzimy na plecakach w przejściu. Co kilka minut chińscy konduktorzy przepychają przez zatłoczony wagon wózki z jedzeniem. Podnosimy się i siadamy, podnosimy się i siadamy - gimnastyka jak ta lala! W sumie, obawiałam się, że będzie gorzej, a jest jak w Polskim TLK po zmianie turnusu lub w okolicach świąt. Ważne, że jedziemy! Nasz ostatni przejazd pociągiem podczas tego wyjazdu, mi wciąż po głowie krąży przejazd szybkim pociągiem do Szanghaju, jednak cena powala ( około 70€ w jedną stronę) nic to, w tle relaksacyjna chińska muzyka, a my coraz bliżej Pekinu. Czym zaskoczy nas to miejsce? Zobaczymy! W pociągu dostępny jest wrzątek. Okazuje się, że poza wózkami z jedzeniem konduktorzy prowadzą też „na żywo” telezakupy MANGO: ręczniki, szczoteczki do zębów, pasty wybielające. Pociąg jedzie z prędkością około 150km/h choć wcale tego nie czuć. Mijamy wiele miejscowości, które wyglądają jak miasta widma. Nowo wybudowane bloki, około 20 ogromnych wieżowców, kilka „żurawi” i pustka dookoła. Jakby niezamieszkałe i i wyglądają jakby jeszcze długo nikt nie zamierzał się tam osiedlić. Co jakiś czas przez wagon przechodzi Pan zbierający śmieci. Chińczycy jedzą na potęgę, niektórzy przez całą podróż mielili bez przerwy. Zbliżamy się do stacji Pekin. Jest godzina 21:10. W pociągu poznajemy młodą Chinkę o dziwnym imieniu, jedzie na imprezę urodzinową swojej koleżanki. Pytamy ją czy zna jakieś fajne hostele w Pekinie lub czy zna któryś z tych, które mieliśmy po angielsku zapisane na kartce. Tych z kartki nie znała, ale zapisała nam po chińsku adres hostelu, w którym kiedyś nocowała. Po 10 godzinach dojechaliśmy do Pekinu.
Suifenhe
Suifenhe
Suifenhe
Nocny pociąg relacji Suifenhe - Harbin
Nocny pociąg relacji Suifenhe - Harbin
Dworzec w Harbinie. Większy niż niejedno lotnisko
Harbin
Harbin
Pociągu relacji Harbin - Pekin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz