- Cześć Piotrek! Wiesz, szykuje
mi się tydzień wolnego. Robimy coś?
- A co byś powiedziała na……. –
wtedy następuje dreszczyk emocji, jaka tym razem propozycja padnie. Z Piotrkiem poznaliśmy się planując
wyjazd na Islandię w 2012 roku. Mamy bardzo zbieżny sposób podróżowania i
ciekawią nas podobne miejsca. To co nas łączy to również spontaniczność,
rzucone pomysły bardzo szybko przechodzą w fazę realizacji.
- o jaa super! To zapytam jeszcze Dorotkę czy by się z nami
wybrała.
Wesoły Cmentarz w Sapancie |
Tak to właśnie pewnego
sierpniowego dnia zorganizowaliśmy się na wyprawę do Rumunii. Od dnia decyzji
do terminu wyjazdu (30.08.2014) pozostały nam 4 dni. Jako, że jesteśmy z różnych
rejonów Polski, a podróż miała odbywać się Piotrka Nissanem Patrolem to na niego spadło
zabranie większości sprzętu biwakowego (namioty, kuchenka, menażki itp.).
Miejscem zbiórki był Kraków. Dojechałam tam wczesnym sobotnim porankiem, Dorotka i Piotrek zgarnęli mnie z dworca, zrobiliśmy wspólne spożywcze zakupy i ruszyliśmy ku przygodzie!
Przed nami blisko 500 km do granicy węgiersko – rumuńskiej. Po kilku godzinach
przekroczyliśmy przejście w okolicach Satu Mare i skierowaliśmy się na północny wschód. Nie mieliśmy zaplanowanej
konkretnej trasy. Kierowaliśmy się w stronę rzeki Cisy, jechaliśmy przez malownicze
miasteczka, klimatyczne wioski, urodziwe obszary górskie. To co mnie tu
zaskoczyło w niektórych miejscowościach, to domy jednorodzinne, ogromne, 2-3
piętrowe, w większości nie wykończone (brak okien powyżej pierwszego piętra),
te które są wykończone kipią przepychem. Budynek przy budynku, zupełny brak
przestrzeni.