- niedźwiedź przyszedł w nocy! mamy
rozwaloną spiżarkę! - takie krzyki usłyszałyśmy około 7 rano. Lekko
zdezorientowane wychyliłyśmy głowy z namiotu, żeby sprawdzić co się stało.
Maciek o poranku poszedł po odłożone kilkadziesiąt metrów dalej jedzenie.
Siatki były porozrywane, chleb i parę innych przedmiotów znajdowały się w
promieniu kilku metrów od "składziku". Udaliśmy się na oględziny...
wszystko wskazywało na to, że to kuny, jenoty, wilki lub inne małe zwierzątka
zakradły się i trochę rozpierduchy narobiły. Tak to właśnie zaczął się nasz kolejny
dzień na Kamczatce. W planie mieliśmy pokręcić się po Esso. Ponieważ nie
chcieliśmy zostawiać rzeczy bez opieki podzieliliśmy się - pół dnia ja z Anią
miałyśmy spędzić w miasteczku, a o 14 planowałyśmy zmienić chłopaków. O 8
Maciek z Dilyą i Ilyą poszli na basen (jak to się tu czasem zdarza od Maćka
najpierw chcieli 200 rubli za wstęp, ale kiedy pojawił się kierownik stawka
zmalała do 100 rubli - tyle ile płacą
Cerkiew w Esso |